Historia Roberta Zollera

Wywiad z Robertem Zollerem

Tracy Young

tłumaczenie Gizela A.Makarewicz, Illa Kuvianartok FCI


 

Istnieją zawsze dwie strony tej samej historii
Robert Zoller


KIM JEST TEN CZŁOWIEK?

Myślę, że każdy w hodowli alaskan malamute słyszał o linii Husky-Pak. Otóż on jest tym, który stworzył tę linię. Ten mężczyzna ma teraz 83 lata /dop.tłumacza: w czasie przeprowadzania wywiadu/, jest znaczącą częścią historii rasy Alaskan Malamute i opowiada tutaj rzeczowo o swoim hodowaniu. Przed wieloma laty Dick Tobey namówił Boba Zollera do napisania artykułu dla Newsletter’a A.M.C.A. W artykule tym Zoller opisywał rozwój rasy z perspektywy, która dla nas jest czymś zupełnie nowym. Całkiem inaczej, niż nam ją opowiadano, inaczej aniżeli chciałoby się ją postrzegać, że tak stałoby się, a nie inaczej.
Mam przyjemność być przyjaciółką Sam’a Moranto – członka AMCA od 1952r., właściciela Ch. Cochise of Husky Pak /Ch. Toro of Bras Coupe x Arctic Storm of Husky Pak/, który ukończył swój Championat w 1955r. Po tym jak przeczytałam tę historię, zawołałam Sam’a i poprosiłam go o ocenę tej historii. Potwierdził, że artykuł ten odpowiada w pełni faktom.


Według mnie Robert Zoller nie osiągnął uznania, na jakie zasłużył.

A więc oprzyjcie się wygodnie i przeczytajcie:


“ INNA STRONA HISTORII ”



Historia Roberta Zollera


CZĘŚĆ I



Przez wiele lat nie obchodziły mnie afery wokół alaskan malamutów. Jednak pozostawałem w ścisłym kontakcie z ludźmi z AMCA. Dick Tobey jest jednym z nich. Wiele lat wcześniej opowiadałem mu o artykule, który napisałem dla New Zealand Kennel Gazette. O wielu problemach, z którymi borykaliśmy się w latach 40-tych i 50-tych, żeby wprowadzić naszą rasę. Krytyczne lata... Dick był również zdania, że powinny one zostać opublikowane. Im więcej o nich rozmawialiśmy, tym bardziej umacniałem się w swoim postanowieniu, że początki hodowania, trudności i zdarzenia sprzed i podczas II Wojny Światowej, niektóre szczegóły muszą zostać ujawnione dopóki wszyscy, których one dotyczą i wszyscy, którzy w jakimś stopniu znali prawdę jeszcze żyją.

 

Cóż, próbowałem tego podczas pisania artykułu do New Zealand Kennel Gazette, jednak im więcej pisałem, tym bardziej zdawałem sobie sprawę, że byłby to bardzo długi artykuł o minionych trzydziestu latach.

 

Długa historia o odosobnionej w Ameryce rasie. Musiałbym niektóre sprawy skrócić i tylko wspominać o najistotniejszych sprawach, bez możliwości wyjaśnienia, co tak nam doprawdy faktycznie się wydarzyło i dlaczego!! Próbowałem również, nie podawać żadnych nazwisk, wprawdzie jest bardzo trudną rzeczą relacjonować krok po kroku okres ponad trzydziestoletni, ponieważ mogłoby to wyglądać na samochwalstwo. Z drugiej zaś strony mogłoby to wyglądać jak rozliczenie starych “wrogów”, których już nie ma i którzy nie byliby w stanie się obronić. Zapewniam, że nie jest to moją intencją. Jest po prostu tylko koniecznością, żeby po tych wszystkich latach cała historia została opowiedziana. Wszystkie te dziwne rzeczy, które się wydarzyły, raniły nasze uczucia i w końcu motywowały do jedności w naszym Klubie.

 

Krótko mówiąc, zdecydowałem się w końcu spisać całą historię, spisać ją na nowo; i oto jest ona tutaj ze wszystkimi NAZWISKAMI, DATAMI, FAKTAMI, OSOBAMI I PSAMI, tak dokładna, jak tylko jest to możliwe.

 

Ważnym jest to, na samym początku tej historii, aby niektóre sprawy zostały jasno powiedziane. Po tych wszystkich minionych latach nie chowam żadnej urazy do nikogo. Nawet troszeczkę. Wcześniej miałem wystarczająco dużo podstaw i okazji do tego żeby być wściekłym i złym, ale całkiem uczciwie, nigdy nie byłem, naprawdę nie. I nie wierzcie w to proszę, że ten artykuł ma temu służyć, żeby wynieść mnie do statutu świętego. Zapewniam Was, jestem nikim. Jestem człowiekiem. Krwawię, kiedy jestem zraniony a byłem często raniony w tych minionych latach. Od czasu do czasu izolowano mnie, ale zawsze szybko rany zabliźniały się, z różnych powodów.

 

1. Z natury nie jestem człowiekiem biernym, jestem wojownikiem i nie odstępuję nawet o milimetr od mojego zdania, jak wielu innych w naszych hodowlach. Ale nigdy nie oczekiwałem, że inni będą podzielać moje zdanie i przytakiwać mi bezwarunkowo, aby zyskać moją przychylność i przyjaźń. Jestem demokratą otoczonym republikanami, przez całe moje życie.

2. Po pierwszych wstrząsach, które nastąpiły po tym, jak przyszły wieści z New Hampshire, byłem najwyżej rozbawiony bezczelnościami i praktycznie wystarczająco zafascynowany, żeby przyglądać się temu wszystkiemu z pozycji obserwatora. “Trzeba było uwierzyć w to, co się widziało i słyszało”. Najważniejszym powodem – wspaniałomyślnym w mojej ocenie - było oczywiście, że wygrałem większość walk, w każdym razie te ważne. Nie zawsze było łatwo, możecie mi wierzyć. Czasami drżałem o przyszłość naszej rasy. Byłem relatywnie młody, nieznany w kręgach hodowlanych naszej rasy ani w żadnej innej na świecie. I byłem ukierunkowany przez niektórych “naprawdę ważnych” ludzi. Jak wielu innych początkujących w cudownym świecie malamutów, zostałem przy pierwszym kontakcie z działaczami zmiażdżony. Ale uczę się szybko i byłem w stanie wszystkie sprawy prędko poukładać. Potem nastąpiła tylko ciężka praca. Drugim zarzutem, który mi stawiano, było to, że niektóre z napisanych poniżej rzeczy są przypuszczeniem a inne faktem. Mam nadzieję, że nie ma tu nieporozumienia, co jest faktem a co subiektywnym odczuciem. Kiedy mówię, nasz Cochise był najlepszym malamutem, jaki się zdarzył, to czytelnik musi mieć jasność, że to jest moje zdanie. Nie można tego udowodnić, ponieważ nie jest możliwym porównanie go z innymi psami, które urodziły się 20 lub 30 lat później.
Z drugiej strony znajduje się tu wiele spraw, o których piszę fakt: wyniki, zachwyt, który pojawił się , gdy został zmieniony standard, wzajemne obwinianie się oraz ukazanie się historii Evy Seeley kontra Zoller, pertraktacje z AKC. Wiele z nich zostało dokładnie zaczerpnięte z oficjalnych źródeł, inne mogły zostać zaczerpnięte od ludzi, którzy pewne sprawy przeżyli i jeszcze żyją. W niektórych przypadkach przedstawiam fakty, których nie mogę już udowodnić, ponieważ zostały już zaczerpnięte z oficjalnych stanowisk, listy, które zostały zagubione, bądź nienależycie przechowywane. Pomimo tego wszystkiego fakty pozostają faktami. Macie na to moje słowo i możecie mi zaufać lub odrzucić. Naturalnie mogę zrozumieć, że możecie niektóre z tych faktów potraktować jako niewiarygodne. Gdybyście to wy przy tym byli i opowiadalibyście mi tą historię, nie wiem, nie wiem, czy mógłbym uwierzyć...

 

Powiedziałem, chcę, a więc będę tutaj opowiadał moją historię.

Jest to historia Kotzebues i M’loot’ów, jak również nasza własna. Historia- jak wszystko – zaczyna się. O naszej rasie i jak to było, że stało się to, co się stało.

Jest to historia o wielu latach, różnych poglądach, braku akceptacji, poszukiwaniu prawdy i gorzkich bitwach w jej poszukiwaniu: co to jest malamut i jaki powinien być. Jedyny ponad wszystkie. Traktuje ona zarówno o polityce i rejestracji w AKC, o zmianach w standardzie, jak również o tym, kto zarządza w klubie i jak. Traktuje o kłótni, która w pełni wypływała z chęci panowania nad rasą; dokładnie z takiego sposobu patrzenia.

Wszystkie dzisiejsze alaskan malamuty są w jakimś stopniu związane z tymi wydarzeniami, które miały miejsce w relatywnie krótkim przedziale czasu przed 30-ma laty. Gdyby wówczas sprawy potoczyły się inaczej, nasze dzisiejsze psy wyglądałyby inaczej.

Malamuty są wynikiem trwającej setki lat ewolucji. Wcześni badacze wspominali o malamutach jako rasie dużo większej, cięższej, piękniejszej i bardziej zaprzyjaźnionej ze swoimi przewodnikami niż wszystkie inne psy eskimoskie. Pomimo tego wszystkiego była to rasa zupełnie nieznana w naszym świecie. Do czasu, gdy AKC w 1935 roku uznało ją, była ona traktowana łącznie ze wszystkimi innym psami eskimoskimi.

Podczas II Wojny Światowej niewiele się działo, ale w końcu lat 40-tych i na początku 50-tych wielu ludzi zainteresowało się nagle hodowlą tych psów, wszyscy niemal w tym samym czasie.

W tym czasie rozpoczyna się prawdziwa historia ALASKAN MALAMUTÓW.

Zobaczyłem mojego pierwszego malamuta w prymitywnym Navicamp w New Funland w 1941r. Oczarowany i pod wrażeniem postanowiłem dowiedzieć się kiedyś więcej o tych psach. I tak kiedyś przypadło na 1947 rok. Moja żona Laura i ja udaliśmy się na poszukiwania. Czytaliśmy wszystko, co mogliśmy znaleźć, nie było tego dużo w tym czasie. Zakochaliśmy się w rasie. Jeździliśmy do Nowego Yorku, rozmawialiśmy z AKC, pisaliśmy dziesiątki, przypuszczalnie nawet setki listów, pokonywaliśmy tysiące mil żeby zobaczyć jednego malamuta, który akurat w tym czasie gdzieś był. Było tak mało psów, tak mało ludzi, którzy coś wiedzieli o rasie lub twierdzili, że wiedzą. Mieliśmy wrażenie, że mamy do wytropienia coś naprawdę szczególnego, absolutnie nieznanego. W tym czasie widzieliśmy wiele psów, które nie były malamutami, niektóre zupełnie inne. Każdy z arktycznym psem mógł opowiedzieć historię, i nie było dwóch takich samych. Nie mogli czasem poprawnie wypowiedzieć “Malamute”... wiele rodowodów było pisanych ręcznie, nieczytelnie lub mogły być błędnie zinterpretowane. Szybko nauczyliśmy się, że Inuici w większości nie byli dobrymi archiwistami, a wielu z nich nie wiedziało nic o hodowaniu. Żyliśmy jak w powieści detektywistycznej, sortowaliśmy wskazówki, oddzielaliśmy dobro od zła, i gdzieś pośrodku znajdowaliśmy prawdę. Było bardzo dużo pracy i uczyliśmy się, że poznajemy tylko ograniczony materiał hodowlany. Akcentuję słowo “ograniczony”. Dzisiaj ludzie dziwią się, jak Husky Pak tego dokonał, wygrał, z rękami pełnymi psów, niezliczonymi wystawami i wyobrażeniami o hodowli. I tak rozpoczęliśmy dzieło – mieliśmy tylko 12 miotów w czasie 12,5 roku – żeby na tym zakończyć. Nasze psy wygrywały wszystko, co było do wygrania. To czyniło nas niepopularnymi wśród całej rzeszy ludzi, ale obdarzono nas również zaufaniem; istniało grono ludzi, którzy nas wspierali i z byli naszymi ważnymi współpracownikami. Zaczynając od chaosu aż do ukierunkowania linii hodowlanej, pewności i ochrony hodowli potrzebowaliśmy na to mniej niż 10 lat. Jednocześnie założyliśmy aktywny, demokratyczny związek hodowców, jak również nowy standard, który dobrze pasował i z którym każdy mógł dobrze żyć. Po tym czasie zmieniły się nasze zainteresowania, zaprzestaliśmy naszych działań i pozwoliliśmy innym dźwigać troski naszego dziedzictwa.

I tak Husky Pak zakończył swoją aktywność 16 lipca 1968 roku, kiedy nasz najstarszy malamut – Eagle- zmarł. Ale w rzeczywistości zakończyliśmy nasz “interes” w 1962, kiedy sprzedaliśmy naszego ostatniego szczeniaka z miotu M. Nigdy nie mieliśmy miotu F. Upłynęło więc sporo czasu aktywnego uczestnictwa w hodowaniu i pełnego poświęcenia dla malamutów. Jeszcze dziś otrzymujemy dużo korespondencji, również zza oceanu. Są to bardzo przyjazne listy, opowiadają nam o dawnych czasach i psach z Husky Pak i o tym, że od tamtego czasu nic porównywalnego się nie przydarzyło. Jesteśmy niezmiennie wdzięczni, że przypomina się nam o tych wszystkich latach.


KOTZEBUE, M'LOOT ORAZ TRZECIA LINIA

W latach 20-tych i 30-tych XX wieku niektórzy ludzie tutaj w USA zaczęli interesować się psami zaprzęgowymi a w szczególności malamutami. Przywożono z Alaski niektóre psy i wierzono, że są to malamuty. Ale nikt nie wiedział rzeczywiście, czy tak było. Nie było żadnego “Indian Kennel Club”, ani “Eskimo Kennel Club”. Naturalnie, nigdzie te psy nie były zarejestrowane. Jak zawsze, jedynie zakładano, że są to malamuty. Kiedy pojawiały się rozbieżności, co do tego, wybrano część psów, przyczepiono im “etykietkę” malamut i rozpoczęto hodowlę.

W Nowej Anglii znaleźliśmy Kotzebues. Początek linii dała hodowla Arthura Waldena.

 

Arthur Walden był najbardziej znanym psim “cowboyem”, który szkolił psy dla admirała Byrd'a. Psy te zostały następnie przejęte przez Evę i Miltona Seeley i zarejestrowane w AKC.

Jeśli chodzi o podział innych linii, wymienić należy M’loot’y Paul’a Voelcker’a z New Marquette w Michigan, który w żadnym razie nie był zainteresowany wystawami i AKC, przez co żaden z jego psów nie został zarejestrowany. W Newbury w Vermont znaleźliśmy psa Irwin’s Gemo, który wywarł na nas nieodparte wrażenie najlepszego, jakiego do tej pory spotkaliśmy. Początkowo należał on do Lowell’a Thomas’a, znanego, postępowego dziennikarza. Gemo, czasami pisany również jako “Gismo” lub “Chimo”, został przedstawiony na wystawie w Westminster i zdobył Zwycięstwo Rasy. Kupiliśmy jego wnuka, szczeniaka, którego nazwaliśmy “Kayak”. Przekonaliśmy się, że te psy nie były ani czystymi Kotzebues ani M’loots. Niewiele psów pozostało z tych linii, niektóre zostały skojarzone/skrzyżowane z potomstwem M’loots. Dick Hinman, właściciel, dostał niektóre psy od Dave’a Irwin’a, innego badacza i autora “Alone, across the top of the world”. Później nazywałem jego psy Linią Hinman’a – Irwin'a, lub również Trzecią Linią. Właściwie jednak nie była to żadna linia, tylko garstka psów, może psia rodzina, która nie była ani Kotzebue ani M’loot.

Naszym największym problemem tamtych czasów było wyrobienie sobie obiektywnego poglądu przy zawężonej liczbie psów. Grupa ludzi kontynuujących linie Kotzebue i M’loot była fanatycznymi prekursorami, którzy zajmowali się tylko zniesławianiem i atakowaniem innych, dlatego też tak naprawdę nie patrzyli, nie starali się dopasować ani się uczyć.

My natomiast próbowaliśmy uporządkować nasze przemyślenia i doszliśmy do następujących wniosków: psy z linii Kotzebue były dobre w typie, zasadniczo dzięki ich głowie, kufie, oczom, uszom, wyrazie i dobremu formatowi głowy. Były bardziej proporcjonalne od M’loot’ów, w większości przypadków wilczasto-szare, wszystkie takiej samej wielkości i struktury. Na ogół dobre tylne kończyny a zły front. Klatka za szeroka, łokcie ustawione na zewnątrz. Większość była dużo mniejsza niż - jak wierzyliśmy czy myśleliśmy - muszą być oryginalne malamuty.

M’loot’y były lepsze w swojej wielkości, szczupłe, nie tak dobre w swojej substancji. Dobre jeśli chodzi o front i przednie kończyny, miały jednak gorsze tylne kończyny, co sprawiało, że ich ruch był podrygujący. Miały skłonność do wydłużonej kufy i dużych uszu. Występowała duża różnorodność i różnice w umaszczeniu, od jasno wilczasto-szarego do czarno- białego, niektóre psy były całkowicie białe.

Występowały również różnice w charakterach. Kotzebues były łatwe w ułożeniu, mniej agresywne. M’loot’y kochały walki, ciężko przychodziła im współpraca z innymi psami.

Reasumując: M’loot’y były większe, imponujące i wywierały większe wrażenie, ale posiadały rzadką wadę charakteru i według moich porównań ustępowały wyraźnie typem i jakością. Kotzebues były dużo za małe, ale były proporcjonalne. Ich całkowity wyraz był bardziej malamuci, jak sądziliśmy,

Naszą prostą decyzją było skrzyżowanie obu linii, zachowanie najlepszych cech a wyeliminowanie wad. Z połączenia linii można było uzyskać lepsze malamuty, niż hodowane osobno w obu liniach.

Trzecia Linia nie mogła być przez nas zignorowana. Niestety Kayak nie wyrósł na drugiego Gemo. Naszym drugim malamutem była suczka, czystej linii M’loot.

 

 

Ch.HUSKY-PAK’S MIKYA OF SEQUIN


A potem mieliśmy szczególne szczęście. Niedaleko Great Barrington znaleźliśmy dwa szczeniaczki, ojcem był samiec o wspaniałym wyrazie, nazywany

 

Alaska. (później CH.SPAWN’S ALASKA)


Ta para rodzeństwa – brat i siostra – którą kupiliśmy, została przez nas doprowadzona do narodowego championatu.


 

CH. APACHE CHIEF OF HUSKY-PAK ("GERONIMO)

 

 

CH. ARCTIC STORM OF HUSKY-PAK ("TAKOMA")

 

Rodzeństwo to było największymi zwycięzcami swoich czasów, stało się kamieniem milowym w hodowli malamutów. Najlepszym w tym wszystkim było to, że w 3 miało ono krew M’loot’ów i 1 “innej”pochodzącej od Gemo Irwin’a i Sitka Hinman’a. Sitka była pod względem genetycznym lepszą suką niż Gemo samcem. Myślę, że ich materiał genetyczny był wielkim szczęściem dla jakości, którą później osiągnęliśmy.

Nasza dwójka była tak duża, jak największe M’loot’y, ale miała mocniejszą kość i lepsze proporcje. Eksterierowo wyglądały jak “Kingsize” Kotzebues. Dobre futro i umaszczenie, masa w pełni wyważona w swoich proporcjach. Szerokie głowy, uszy poprawnie osadzone i uformowane, dobrze usadowione na czaszce. Wiedzieliśmy, że ta kombinacja była trafiona a wyniki wystaw przekonały wielu innych ludzi.

Ale my oczywiście nie byliśmy do końca zadowoleni. Chcieliśmy skrzyżować Trzecią Linię, która by jeszcze wzmocniła kufę i skonsolidowała typ. Szukaliśmy pośród Kotzebues tej samej wielkości i zaleźliśmy

 

 

Toro of Bras Coupe.

W tym czasie należał on do Earla i Nathalie Norris w Anchorage na Alasce. Szczęśliwym trafem Toro był wystawiany przez profesjonalnego handlera w Westminster i zdobył BOB. Sprowadziliśmy go do Husky-Pak i skojarzyliśmy go z Takomą, w ten sposób przyszedł na świat nasz Miot C. Uważamy, że był to najlepszy miot w naszej hodowli; pięć malamutów było wystawianych i cała piątka została championami. Jednym z nich był Cherokee, wygrał 3x pod rząd Zwycięstwo Rasy na NATIONAL SPECIALTY oraz tak samo 3x z rzędu tytuł Psa Roku AMCA. Nie miałem cienia wątpliwości, że wygrywałby wszystkie wystawy przez kolejne pięć lat, jedną po drugiej, ale w geście wdzięczności i sportowego ducha postanowiliśmy nie wystawiać go więcej.

 

 

Cliqout, pies, którego podobizna widnieje na oficjalnym logo AMCA, był naszym pierwszym psem, który osiągnął swoje tytuły – championaty i jako pies do towarzystwa – zawsze jako doskonały. Był czołowym zwycięzcą w New England.

 

 

 

Cochise z Laurą Zoller


Cochise był najlepszym w Kalifornii. Ojciec Snocrests Mukluk, pierwszego psa z naszej hodowli, który zdobył tytuł Best in Show.

 

Comanche

 

 

Cheyenne

 

Comanche i Cheyenne, suki z miotu C, wygrywały również wszystko. Zadebiutowały podczas National Speciality’ 53 w wieku 14 miesięcy. Były to suki sukcesu, najlepsze z potomstwa ich matki. Chomanche zmarła krótko potem. Po Cheyenne pozostały 2 córki, obie były trzy razy z rzędu Najlepszymi Sukami W Rasie na NATIONAL SPECIALITY pokonując tym samym psy tamtych czasów, m.in. Mulpus Brooks the Bear, który był Zwycięzcą Rasy na NATIONAL SPECIALITY ’54 i Psem Roku. Szósty szczeniak z miotu C był również typem championa, tak jak jego rodzeństwo, miał niestety tylko jeden mankament: nie mogłem przekonać jego właściciela, żeby pojechał z nim na wystawy. Cóż mogę powiedzieć, Bóg daje Bóg zabiera. Nasz miot C był najlepszy. Nieszczęśliwie zmarły nasza Comanche i Arctic Storm /Takoma/ krótko po wystawie w 1953. Kiedy zmarła, mieliśmy rezerwacje na taką ilość szczeniąt, której w normalnym życiu nigdy by nie mogła mieć. A Comanche ze swoją cudownie szeroką głową, silną budową, mocną kufą, ta, w której pokładałem tyle nadziei, że podaruje nam cudowne szczeniaki w prawdziwym, malamucim typie, umiera. Kiedy nastąpiły te niefortunne wydarzenia, postanowiliśmy powtórzyć miot C. Skojarzyliśmy Geronimo i Takomę – córkę Cheyenne i w tym samym czasie importowaliśmy córkę Toro.


Miot Cheyenne dał nam 3 championy, m.in.

 

Ch. Husky Pak Marclar’s Sioux

 

 

Barb Far Marciar’s Machook
2x BOS na 56 i 57 National speciality BOS 58

 

Pierwsza suka naszej hodowli, która zajmowała lokaty na grupie, Sioux, była naszą najbardziej utytułowaną suką w hodowli, żaden malamut nie mógł jej pokonać. Jedynym, który ją zwyciężył, był Cherokee...

Sioux stała się championką w ciągu zaledwie czterech kolejnych wystaw, pokonała 55 różnych malamutów, wliczając 9 championów. 55 była to liczba w owym czasie imponująca, a ona była jak Cherokee, mogłaby dalej wygrywać, gdybyśmy zdecydowali, że dalej ją pokazujemy.


Córką Toro była

 

CH. Kelerak of Kobuk. Norrisowie dali nam dobrą sukę. Jeszcze dzisiaj, po tych wszystkich latach rozmawiamy o jej cudownej konstrukcji. Ze skojarzenia jej i Geronimo urodziły się trzy piękne championy.

 

 

Erok

 

 

Echako

 

Erok był pierwszym psem, zdobywajacymlokaty na grupie, Echako Został zwycięzcą i wielokrotnym ojcem w Kalifornii.
Echako był najbardziej pożądanym malamutem 1960 roku, ustanowił rekord lokat na grupie i uczynił coś jeszcze; wygrał BOB w Westminster. Poza swoją pierwszą wystawą w klasie szczeniąt, nigdy później nie został pokonany przez żadnego malamuta.
Eagle był najlepszy z całej trójki, ale urodził się w czasie, kiedy straciliśmy wszelki zapał do wystaw. Pokazaliśmy go zaledwie kilka razy i nie daliśmy mu już więcej szansy, żeby pokazał swoje możliwości. W każdym razie zdobył tytuł BOB w Westminster 58, dołączył tytuł “Dog World Award” do swojej kolekcji tytułów wystawowych, a w konkurencji BOG pokonywał większość zwycięzców ras V Grupy. Uważam, że był to pies o najlepszym ruchu ze wszystkich malamutów, które wówczas widziałem. Nasz miot E Husky-Pak był pierwszym i chyba jedynym miotem w naszej hodowli, z którego pochodzili trzej bracia wygrywający BOG, co jest rzeczą niezmiernie trudną dla malamutów w każdym czasie, a dwóch z nich zostało zwycięzcami BOB w Westminster.

Rezultaty wystaw odgrywają ważną rolę w hodowli, ponieważ są przyznawane przez ekspertów, bezstronnych specjalistów. Zasadniczo, jak wolno nam oczekiwać, tacy właśnie powinni być sędziowie, w tym naszym niedoskonałym świecie, poza naszą relatywnie nieznaną rasą, jaką były malamuty w latach pięćdziesiątych. I tak jak zawsze, oceny nie zawsze są do przewidzenia. Od chwili, kiedy sędziowie wyrabiają sobie spojrzenie na rasę, pojawiają się inne mankamenty, co jest charakterystyczne dla młodej, nieznanej rasy. Bardzo często wystawiałem psy u sędziów, którzy nigdy wcześniej nie widzieli malamuta. Ale to wszystko należało do gry i nie można było tego w żaden sposób zmienić. Tak więc zarówno niektóre zwycięstwa jak i porażki nie znaczyły zbyt wiele, szereg równorzędnych wygranych u różnych sędziów było kwestią ryzyka. Jakość współzawodnictwa oraz kto z kim wygrywa są ważnymi czynnikami, które przyczyniają się do względnej jakości.

 

Przed 1953 rokiem, poza paroma wyjątkami, odbywały się tylko konkursy regionalne. Z początkiem roku 1953 na krajowych wystawach National Capitol i Harrisburg Show spotkali się zwycięzcy regionalni i tym samym zapoczątkowano krajowe wystawy w naszej rasie. W październiku 1953 zorganizowaliśmy pierwszą międzynarodową wystawę w Rye, New York. Na tym największym i najważniejszym pokazie tamtych czasów, obie wystawy wygrał Geronimo – Capitol i Harrisburg. Takoma po dwóch latach “na rencie” została z niej odwołana, żeby pokonać wszystkich – najlepsze suki i najlepsze psy jej czasów. Jej brat Geronimo uzyskał tytuł BOS, a jej 14-miesięczne dzieci wygrały wszystko inne: WD, WB, RWB,BW! A w konkurencji BOB wygrał ojciec Takomy i Geronimo Ch. Spawn’s Alaska. U schyłku roku po wystawie w Philadephii okazało się zdecydowanie i jasno - “skojarzenia liniowe” dały wybitne alaskan malamuty.

Żeby zrozumieć dalsze wydarzenia, trzeba wiedzieć: podczas wystaw Natonal Speciality Show w latach 1953-1959 wszystkie siedem tytułów BOB i pięć BOS zdobywały psy pochodzące ze skrzyżowanych linii wzbogacone o geny z Trzeciej Linii (Himan) - nasz Kelerak, Kotzebue, zdobył BOS.

W roku 1955 AMCA wyselekcjonowała dziesięć najlepszych psów, osiem z nich pochodziło ze skrzyżowania linii. Toro i Kelerak to czyste Kotzebue, nie znalazł się tam żaden czysty M’loot. Dziewięć na dziesięć było częścią naszej hodowli lub rezultatem programu hodowlanego Husky-Pak.


KWANTOWY SKOK

W tym momencie opowieści można przypomnieć sobie słowa, które zawsze powtarzał Nixon: pozwólcie mi tylko doprowadzić sprawę do końca.

Ja muszę teraz to zrobić, ponieważ nie chciałbym abyście mieli wrażenie, że jest to hymn pochwalny na cześć Husky-Pak. Zapewniam was, że nie to jest moim celem. Wyliczanie najistotniejszych spraw i statystyk jest niezbędne do tego, aby móc jak najlepiej wyjaśnić wam wszystkie te dramatyczne zdarzenia i postęp, które miały miejsce w rasie alaskan malamute. Wszystkie te wydarzenia można określić jako “kwantowy skok naprzód”. To byłby punkt pierwszy. Punkt drugi, równie ważny, to to, że z powodu ewidentnego przełomu zostały natychmiast podjęte kroki, żeby zniesławić wszystkie te psy, które rozwinęły się ze skrzyżowania linii. Totalne zniszczenie programu i postępu hodowlanego oraz powrót naszej rasy do marnego wydania sprzed lat, zanim ten ważny program rozwoju rasy został rozpoczęty.

Opiszę te wydarzenia w kilku szczegółach, ale pozwólcie mi najpierw przytoczyć kilka obserwacji dotyczących najważniejszych psów tamtych czasów.


Na początek

 

Moosecat M’loot, ojciec naszego Mikya. Należał do Cecil Allen z Fayetteville, Tennesee. I z tego, co wiem, nigdy nie został pokazany.


Najlepszym, czystym M’loot’em był


Mulpus Brooks Master Otter, należący do Jean Lane i bardzo intensywnie wystawiany. Ten pies był pierwszym, który był plasowany na grupie i przyczynił się w wielkim stopniu do propagowania rasy. Pokonany tylko przez Toro i Ch. Spawn’s Alaska.


Alaska był wielkim zwycięzcą, dwukrotnym BOB na Westminster, do czasu, gdy Geronimo i Takoma wkroczyły do akcji i totalnie zdominowały rasę. Geronimo był pierwszym psem, który uzyskał tytuł Psa Roku AMCA. Był bardzo popularnym psem, pełnym siły, koncentracji, wywołującym wielkie wrażenie, delikatnym i przyjaznym. Przypuszczam, że uczynił więcej dla spopularyzowania rasy niż jakikolwiek inny pies tamtych czasów.

Master Otter został ojcem wystawowego psa i zwycięzcy Ch. Mulpus Brook’s the Bear należącego do Bill’a i Lois Dawson’s. Bear został zwycięzcą BOB w 1954r na National Speciality i pierwszym, który wygrał grupę. Otrzymał po matce “gen trzeciej linii” i był lepszym malamutem niż jego ojciec.

Najlepszym Kotzebue, którego kiedykolwiek widziałem, był oczywiście Toro. I przypuszczam, że jego córka Kelerak była najlepszą suką z linii Kotzebue. Jej wystawowe wyniki potwierdzają ten pogląd. Miałem wielkie szczęście, że znalazłem tych dwoje i dostrzegłem ich zalety. I po tych wszystkich latach jestem pod olbrzymim wrażeniem wspaniałomyślności i sportowego podejścia Earl’a i Nathalie Norris, którymi dzielili się z nami.

 

Podsumowując, Kotzebues i M’loots były założycielami naszej rasy a “Trzecia Linia” i krzyżówki “Trzeciej Linii”, które rozpoczęliśmy we wczesnych latach 50-tych, przyniosły zdecydowaną poprawę jakości i zakończyły improwizacje w naszej rasie dla niezliczonych generacji w przyszłości. Janet Edmonds, pewna angielska dama, która poszukiwała początków malamutów od zarania rasy, i które opublikowała w 1979 roku, opowiada prawie tą samą historię, która ja wam właśnie opowiadam. Zapomniała owa dama tylko o jednym ważnym detalu – o roli “Trzeciej Linii”. Ale wybaczam jej, ponieważ pisze: “uważam za interesujące to, że kiedy z rozwagą skrzyżowano linie, rezultatem tego były psy, które musiały wyglądać jak oryginalne malamuty sprzed okresu Gorączki Złota. Klasycznym przykładem tego są psy z Husky-Pak lat pięćdziesiątych”.

 


 

CZĘŚĆ II

 

HISTORIA TOCZY SIĘ DALEJ.......




EVA B. SEELEY NIEBEZPIECZNA PRZECIWNICZKA

Określenie programu hodowlanego było ważnym i ryzykownym działaniem. Ale były i inne w tych krytycznych latach. Niekończące się bitwy o rewizję standardu lub jego uregulowanie to jedno, walki o sprawowanie kontroli w Klubie to drugie. Te wszystkie wielkie konflikty miały miejsce w tym samym czasie, z Evą Seeley - obrońcą status quo a prekursorami i nowoprzybyłymi, wierzącymi, że status quo jest nie do zaakceptowania i musi zostać zmieniony.

Dla mnie status quo oznaczał totalna kontrolę i dominację pani Seeley w dwóch dziedzinach, w hodowli rasy i w klubie. I jak długo by to trwało, nasza rasa od początku skazana została na zagładę i podążała donikąd.

Przy moim pierwszym kontakcie z panią Evą Seeley i innymi hodowcami z Nowej Anglii nie wpadłem na to, ze mogłoby chodzić o to: “Wszyscy wynocha! Wojna!!”. Byłem pewien, że współpraca i pertraktacje mogłyby obejść problemy i wprawić w ruch hodowanie i Klub. Cóż, jakże się myliłem. Pani Seeley lubiła rzeczy takie, jakimi są, i chciała je tak przedstawiać, bez powodu. Była naprawdę niebezpiecznym przeciwnikiem. Niższa niż 150cm wysokości i o wadze nie większej niż 40kg, nazywano ją “short” („mała”), jednak każdego, kto wszedł jej w drogę, atakowała jak tygrysica. Nieszczęśliwie ja pojawiłem się na jej drodze, już bardzo wcześnie, a potem uczyniłem to po raz kolejny. “Wszystko o malamutach” przekształciło się “Seeley contra Zoller”.

Naprawdę nie chciałem walczyć. Seeley, tak myślałem, była legendą naszej rasy, a ja tylko nowym, małym członkiem. Jednak po mojej stronie leżała pewna mała zaleta. Już za młodu nauczyłem się, że nie powinno się wierzyć we wszystko, co się słyszy i czyta. Są podstawy do tego, żeby być sceptycznym, szukając wyjścia dla samego siebie. Już kilka razy w swoim życiu miałem do czynienia z tak zwanymi “znakomitościami” i nie wszystkie wywarły na mnie głębokiego wrażenia. Nauczyłem się, że wszyscy jesteśmy ludźmi, z naszymi szczególnymi, małymi wadami i przypadłościami. Nikt nie jest perfekcyjny. To jest tylko tak, że niektórzy mają więcej szczęścia od innych. Słusznym jest podziwianie i szanowanie wiedzy oraz świadomość, że jest ona warta tego szacunku. Ale kult bohaterów nie jest i nigdy nie był moją domeną.

 

I tak to byłem nieco sceptyczny od samego początku i przypuszczam, że Eva Seeley zauważyła to. W przeciwieństwie do wielu nowych hodowców byłem niezdyscyplinowany i nie wierzyłem we wszystko, co mówiła. Po prostu dlatego, że – co wówczas odkryłem – jej argumenty nie kryły w sobie większego sensu. No cóż, wiedziałem wówczas, że Seeley była pionierką, która rozpychała się łokciami wśród Arthura Waldena, Leonharda Seppala, Scotty’ego Allana i Admirała Byrd’a. Należący do niej Chinook Kennel i ona sama była najbardziej znaną postacią w środowisku ludzi psów zaprzęgowych. A co za tym idzie, również wśród członków American Kennel Club. Tak więc na początku przysłuchiwałem się tylko, i zaliczałem jej doświadczenie na plus i mało komentowałam. Jednak doszedłem do takiego punktu, kiedy już nie mogłem dać wiary temu, co mi opowiadała. Zaniepokoiłem się, kiedy części tej układanki zaczęły do siebie pasować. Posiadała duchowy monopol na rejestrację malamutów w AKC i za nic nie zrezygnowałaby z tego. Zgodnie z księgą Seeley – Riddle’a w 1947 roku zarejestrowanych było nie więcej jak 30 alaskan malamutów!! Większość należała do niej, a reszta do jej najbliższych przyjaciół lub zostały sprzedane z zastrzeżeniem, że żadnego z nich nie wolno rozmnażać bez jej wyraźnej zgody i tylko z udziałem przez wskazanego przez nią reproduktora.

To, co wówczas usłyszałem, było dla mnie całkiem nowe; kupując psa lub sukę nie miałem żadnych praw hodowlanych. Musicie się zgodzić, że była to świetna droga prosto do utrzymania monopolu. Wszystko to nie było tak szokujące w porównaniu z wydarzeniami, mającymi miejsce nieco później, kiedy to AKC na nowo otworzyło rejestr, żeby zarejestrować malamuty. Bazowano na tych samych warunkach co wcześniej, kiedy psy Evy Seeley zostały zarejestrowane, dodatkowo jednak musiały one zostać pokazane na wystawie, wywalczyć 10 punktów i uzyskać świadectwo jakości. W tym momencie wszystkie zarejestrowane psy, które nie pochodziły z jej hodowli, Eva Seeley zawakifikowała jako “psy eskimoskie” a nie malamuty. Był to oczywiście ogromny szok dla wszystkich nowych posiadaczy malamutów tamtych czasów. Chcieli zobaczyć legendarną “Małą Evę” na wystawie lub pojechać do niej do domu, przebyć ogromną drogę do New Hampshire, żeby usłyszeć jej zdanie o nowych “malamucich” szczeniaczkach. I najczęściej słyszeli, że ich duma i najlepszy przyjaciel nie jest malamutem i najprawdopodobniej jest psem nierasowym do żadnej rasy nie podobnym. Widziałem ludzi zszokowanych i dogłębnie poruszonych jej wypowiedziami i opiniami. Ale świat kręcił się dalej. Od momentu kiedy coraz ktoś inny, jeden po drugim zostawał wyłapany i właśnie któryś z nas, którego psy zdobywały BOB i były plasowane na grupie przez sędziów polecanych i egzaminowanych przez AKC, stało się dla nas jasnym, że to kiepski “żart”. Staliśmy się nikim dla naszej rasy, do czasu, dopóki Eva Seeley określała nasze psy jako ”psy eskimoskie”. Było tylko „Seeley jest Seeley”.


TORO NIE ZOSTAŁ UZNANY

Byłem ogromnie zaskoczony, kiedy Eva Seeley nie uznała Toro, chyba najlepszego psa wszechczasów z linii Kotzebue.

Mąż Evy, Milton, zmarł w 1940 roku, a ona ciężko zachorowała. Nie będąc w stanie zrobić niczego więcej dla swoich psów, sprzedała całą swoją hodowlę Dickowi Moultonowi, który mieszkał w pobliżu. Dick miał dwa mioty po tych samych rodzicach, które sprzedał do Wintercamp w Kanadzie z przydomkiem Bras Coupe. Po kilku latach kierownictwo zadecydowało o sprzedaży psów. Zaproponowali mi je i jeszcze kilku innym malamuciarzom. Byłem jednym z pierwszych. Toro był takim psem, na którego od razu zwróciłem uwagę. Byłbym niezwykle szczęśliwym, gdybym mógł go mieć. Ale byliśmy dopiero na początku naszej drogi i mieliśmy już cztery psy. I żadnego planu na to, czy to ma być coś więcej czy tylko małe hobby. Bardzo chciałem mieć Toro, ale Laura powiedziała ”nie”. Tak więc Toro - oraz jeszcze kilka innych psów - został kupiony przez Earl’a i Nathalie Norris. Kiedy któregoś razu zapytałem Panią Seeley czy mogłaby oddać takiego psa, po prostu wyszła z siebie: “ Te dwa mioty miały jeden mankament” – powiedziała – “te dwa osobniki nigdy nie powinny być skojarzone. W następnym tygodniu udam się do AKC i każę wymazać całą rejestrację.” Cóż, nie zostało to usunięte, ale nie dlatego, że tego nie próbowała. Wiem na pewno, że usiłowała, ponieważ dużo później podczas procesu Seeley kontra Zoller udowodniłem jej działania przeciwko Toro i jego rodzeństwu miotowemu jako dowód, jak daleko mogłaby się posunąć, żeby każdego malamuta, który nie należy do niej albo nie jest pod jej stałą kontrolą, zdyskredytować. Oba argumenty przedłożyłem podczas mojej mowy obronnej i nigdy nie zostały zakwestionowane, ani przez samą Evę Seeley ani przez jej adwokata.

 

To, że miała wolę zniszczenia Toro, było zaskakujące. To, że wierzyła równocześnie w to, że na jej słowo AKC wymaże rejestracje było jeszcze bardziej szokujące. Ale poza wszystkim było ponowienie wzoru Seeley jest Seeley.

Dużo później zajęła się Toro. Kiedy skojarzyłem Toro i Takomę poinformował mnie wówczas Norriesowie, że powinienem odesłać go do Seeley, ponieważ ona chciałaby użyć go jako reproduktora. ( ZASKOCZENIE!! ZASKOCZENIE!!)

Nieco póżniej, podczas gdy Toro przebywał w Chinook Kennel, pojechałem na wystawę i nie wystawiałem tam żadnego swojego psa. Eva Seeley zapytała mnie, czy nie mógłbym wystawić Toro. Startował wówczas w klasie otwartej a Eva Seeley pragnęła, aby pokonał on Mulpus Brooks Master Otter’a. I tak Toro wygrał ten pojedynek a ja wierzyłem, że tego pamiętnego dnia w czerwcu roku 1952 Eva Seeley pokochała mnie – na około 10 minut.

 

Długo nie mogłem się uspokoić. Rok później na wystawie w Winchester zostałem przywitany przez Prezydenta AMCA Paul’a Pelletier’a takim słownym atakiem, że odjęło mi mowę. A Bill i Lois Dawson, którzy stali obok mnie, nie mogli uwierzyć w to, co usłyszeli. Po tych wszystkich latach nie mogę sobie dokładnie przypomnieć, co powiedział ani co ja odpowiedziałem. On i ja nigdy przedtem się nie spotkaliśmy. Nie wiedział nic o mnie, tak więc ktoś wprowadził w życie kampanię nienawiści, a ja mogłem sobie doskonale wyobrazić, kto mógłby to być.






KLUB ALASKAN MALAMUTE




Do roku 1952 Klub był bardzo małą, zamkniętą organizacją czysto Kotzebue, powołaną do życia przez członków wyłącznie z Nowej Anglii i zdominowanych przez Evę Seeley. Ci ludzie nie byli zbyt aktywni ani w hodowli ani na ringach wystawowych. Najczęściej chodziło o kilku przyjaciół, których łączyły wspólne interesy, wspólne spotkania na wystawach lub w domu u jednego z członków, żeby sobie troszkę pogadać albo po prostu być ze sobą. Nie wiedziałam wówczas, że Klub nie jest uznany przez AKC. Ale dokładnie tak jak malamuty zyskiwały na popularności i niektóre z nich były pokazywane na wystawach w innych krajach, tak grupa z Nowej Anglii zaczęła zabiegać o uznanie i spieszyła się z uzyskaniem akceptacji AKC jako oficjalnego związku hodowców, zanim ktokolwiek inny to uczyni. Przypuszczam, że prosili już wcześniej o uznanie, ale AKC dało im do zrozumienia, że muszą być trochę liczniejsi i że muszą dopuścić do siebie również innych hodowców, niekoniecznie tylko z najbliższego sąsiedztwa. Innymi słowy, muszą bardziej przypominać reprezentatywny związek hodowców. I to wydaje się logicznym powodem, dla którego przyjęto mnie do tej organizacji. Mnie, błazna z psami eskimoskimi z Maryland. Przyjęli jeszcze jednego outsidera – Jean Lane. Mieszkała w Nowej Anglii, posiadała jednak psa “wyrzutka” - Master Otter’a.

A więc zapłaciłem swoją składkę członkowską i przez następne kilka miesięcy pytałem samego siebie – za co? Wszystko, co otrzymywałem, to od czasu do czasu kartki pocztowe, informujące o jakiś spotkaniach w czyimś domu. Niektóre z tych zaproszeń docierały do mnie, kiedy było już po spotkaniu. Inne trafiały wcześniej, ale dotyczyły miejsc na tyle daleko oddalonych, że nie byłem w stanie ani zaplanować wyjazdu ani wyjechać.

Kiedy czytałem wyniki wystaw zamieszczone w gazecie AKC, zdałem sobie sprawę, że niektóre przedsięwzięcia występują częściej w określonych częściach kraju. Przede wszystkim w okolicach Milwaukee. Podczas jednej z moich podróży służbowych odwiedziłem Ralpha i Marchettę Smitt, właścicieli Silver Sled , największej hodowli w kraju. Słyszeli już o mnie wcześniej, bardzo serdecznie mnie przywitali, zwołali kilku ludzi i udało im się skrzyknąć w ich własnym Klubie Alaskan Malamute ponad dwudziestu członków; wszyscy z nich mieszkali w okolicy. Znali również kilku interesujących właścicieli malamutów w Chicago i innych częściach środkowego zachodu. Poza tym było kilku aktywnych członków w Kalifornii. Wyobrażaliśmy sobie, że jeżeli zebrałaby się cała nasza grupa, to w przeciągu kilku tygodni moglibyśmy liczyć na 50-60 członków. Schmittowie chcieli uzyskać dokładnie to samo – uznanie AKC, a ludzi z Nowej Angli zostawić daleko w tyle. Ja miałem jednak uczucie, że AKC widziałoby chętniej i patrzyłoby przyjaźniej na nasze zjednoczenie, gdybyśmy naprawdę wszyscy razem połączyli się i pracowali w prawdziwym krajowym związku hodowców, włączając w to również ludzi z Nowej Anglii. Argumentowałem, że zawieszenie broni, jeżeli można by było to osiągnąć, byłoby najlepszym rozwiązaniem dla nas wszystkich. Niełatwo było sprzedać ten pogląd. Schmittowie byli po prostu rozczarowani osobą Evy Seeley. Ale zaakceptowali moją propozycje, dając mi szansę, abym pokazał, czego mogę dokonać. Wykorzystałbym najbliższe spotkanie w Nowej Anglii do przekonania ludzi i przekazania im nowych faktów. Mieliby wybór; albo otwierają Klub dla nowych członków, albo my założymy nasz własny narodowy związek hodowców – bez nich. Ich odpowiedź miałaby wpływ na nasze przyszłe postępowanie.

 

Kilka tygodni później pojechałem na coroczne spotkanie w Farnmington/1952/ w Massachussets. Był to ten sam dzień i to samo miejsce, gdzie doprowadziłem Toro do tytułu Speciality Best przed Master Otter’em. Odbyliśmy spotkanie na ringu. Obecnych było tylko 9 lub 10 członków, wliczając Jean Lane i mnie. Byłem zaskoczony, że rzeczywistych członków było tylko dwunastu, szesnastu lub siedemnastu, odliczając tych, którzy przez okres roku lub dwóch nie opłacili swojej składki członkowskiej. Opowiedziałem o swoim spotkaniu w Milwaukee jak i o podsumowaniu hodowli i aktywności wystawowych, które miały miejsce w innych częściach USA. Po kilku dyskusjach przyjęli moje propozycje. Jednakże nie z takim zapałem i entuzjazmem, jakiego się spodziewałem. Na moją propozycję, że Klub ma być otwarty dla każdego, kto tylko chciałby zostać jego członkiem, nie było istotnych argumentów aby tę propozycję odrzucić. Jean Lane, która czuła się odizolowana, nie wniosła dużo do tej rozmowy. Jak zwykle pani Seeley nie była zachwycona ideą ekspansji. I przedstawiła swój “świetny” pomysł: będziemy mieć dwie klasy członków. Jednych – nowoprzybyłych, którzy byliby “cichymi” członkami i tylko “członkowie-założyciele” mieliby możliwość głosowania. Myślę, że ta propozycja “oryginalnego” członka przekroczyła granice dobrego smaku. Jej propozycja nie przeszła, nikt jej nie wsparł a sama propozycja nigdy nie poddana została pod głosowanie. Przy tym spotkaniu zaproponowałem również, że naszym członkom za ich składki musimy zaproponować coś więcej. Narodowe członkostwo, jeżeli by do tego doszło wymaga więcej zaangażowania aniżeli jedna pocztówka rocznie informująca o spotkaniu gdzieś w Nowej Anglii.

To, czego chcieli właściciele malamutów to były informacje; komunikacja była słowem kluczowym. Zaproponowałem, aby redagować miesięcznik typu “newsletter”, składać go i rozsyłać. Po wielu dyskusjach i oporach, zgodzono się z tym. Ale dano mi jasno do zrozumienia, że zostanie on natychmiast zastopowany, jeżeli nie będą się zgadzali z treściami przeze mnie tam zamieszczonymi. Nasz newsletter ukazywał się począwszy od pierwszego wydania w sierpniu 1952r. każdego miesiąca. Liczba członów rosła szybko, od czasu kiedy Schmittowie i ja wymagaliśmy od naszych kupujących wstąpienia do klubu. Po krótkim czasie pojawiło się bardzo wielu nowych członków, którzy zasiali ziarno, dzięki któremu klub urósł do demokratycznego związku hodowców. Dzisiaj mamy bez mała 900 członków i całkiem pokaźną liczbę poza granicami USA. Pomimo, że wzrost liczebności członków nie jest sprawą najważniejszą, staliśmy się jednak lepszymi, niż organizacja licząca we wczesnych latach pięćdziesiątych nie więcej niż 16 lub 17 osób. Dzisiejsi członkowie powinni znać fakty z procesu demokratyzacji naszego Klubu Malamutów. Przy okazji corocznego spotkania w 1953r w Winchester, pełną kontrolę nad klubem przejęła nowa większość i zapewniam, że wykorzystaliśmy tę większość w odpowiedzialny sposób. Wybraliśmy więcej niż proporcjonalną ilość starych członków, włączając Evę Seeley do Zarządu. I wówczas większością głosów naszego Zarządu wybraliśmy – ja również byłem w tej większości – Evę Seeley na Prezydenta Klubu. Próbowaliśmy ze wszystkich naszych sił być w porządku, ponieważ mieliśmy wrażenie, że wszystkie nasze decyzje pokażą Evie Seeley i jej poplecznikom, że współpraca jest najlepszą drogą dla nas wszystkich do zachowania naszej rasy, hodowli i związku na zdrowych zasadach. W rzeczywistości nie pomogło to zbyt wiele. Niewiele się poprawiło.

 

Doroczne spotkanie w 1953 roku odbyło się - nie wiadomo z jakich głupich powodów - w środku Nowej Anglii, w Wonalancet New Hampshire, kilka mil od domu Evy Seeley. Ciągle wierzyliśmy, że nasza gotowość, zaangażowanie i współpraca przyniosą coś dobrego. To było na odludziu, w miejscu nieosiągalnym dla większości naszych członków. To spotkanie, jak zawsze, było wielkim krokiem naprzód w tym sensie, że Eva Seeley nie została wybrana na żadne stanowisko. I nie stało się to za moją przyczyną. Miała zbyt wielu członków spoza swojej grupy zrażonych do siebie. Nie pomogło jej nic, nawet zaangażowanie wysokopostawionego adwokata z Bostonu i zabranie go ze sobą na zebranie. /Nazwisko adwokata to Kenneth Tiffin. Był jednym z oficjeli AKC tamtych czasów, myślę, że był prezydentem klubu Doga. Więcej o panu Tiffinie nieco później./

 

Na zebraniu w roku 1953 zostałem wybrany powtórnie jako Dyrektor oraz wybrany na Prezydenta Klubu.. W dalszym ciągu pozostawaliśmy fair. Wybraliśmy Nelsona Butlera z grupy z Nowej Anglii na Dyrektora i ustanowiliśmy Dr. Lombarda naszym reprezentantem w AKC. Zadecydowaliśmy również o samorozwiązaniu w New Hampshire jako gest w stronę Evy Seeley i naszych członków z Nowej Anglii. Krótko potem staliśmy się Alaskan Malamute Club of America.

Jednak w interesie zachowania dokładnych faktów należy jasno podkreślić, że Eva Seeley nie jest założycielką naszego Klubu. Nie mogę sobie dokładnie przypomnieć, kiedy oficjalnie wystąpiliśmy do AKC o zatwierdzenie nas jako Związku Hodowców. Mogło to być w 1953 roku, ale nie mam pewności; rośliśmy w naprawdę prawdziwą narodową organizację. Mimo wielkiego oporu Evy Seeley, zgodnie z wymaganiami prawnymi AKC. Moim zdaniem nie byliśmy rzeczywiście pełnoprawnym czlonkem AKC jako Związek Hodowców przed rocznym spotkaniem 1954 roku.



STANDARD RASY




Oryginalny standard bazuje na psach z linii Kotzebue, ponieważ został on napisany przez ludzi, którzy mieli psy z tej linii. Nie była to zła praca i nigdy nie starałem się go zmieniać. Nie byłem przedstawicielem zdania Ligii, że “im większy tym lepszy”. Jednak byłem zdania, że 20 cali i 50 funtów dla suk i 22 cale i 65 funtów dla psów, na co pozwala standard, było to na ogół za mało dla naszych malamutów. I nie widziałem żadnych powodów do tego dlaczego górną granicą hodowlaną dla suk miałoby być 23 cale i 70 funtów, a dla psów 25 cali i 85 funtów. Pokazywaliśmy nasze większe psy i wygrywaliśmy. Tylko jeden sędzia ustawił większe psy, które mieściły się w górnej granicy limitu standardu, na końcu stawki i z tym również mogłem żyć. Była sobie Eva Seeley, która chciała, aby standard został zmieniony. Pojechała do Waszyngtonu na początku 1953 roku, żeby pokazać swoje psy na wystawie National Capitol Show. Była to duża wystawa, jak na tamte czasy; pokazywane były na niej psy z różnych zakątków naszego kraju. Niestety jej psy nie pokazały się najlepiej. Nasz “kingsize” Geronimo wygrał wszystko i został Zwycięzcą Rasy /BOB/. Nie spodobało jej się to ani trochę, zwołała po zakończeniu sędziowania wspólne spotkanie wszystkich właścicieli malamutów, żeby oznajmić, że właśnie wybiera się do AKC, żeby spotkać się ze swoim “dobrym przyjacielem Johnem Neffem”, celem objaśnienia mu standardu. Celem było dyskwalifikowanie malamutów, które wielkością przekraczają standard. Powiedziała: “najważniejsza jest dyskwalifikacja i ja to mu wyjaśnię”. To oświadczenie spowodowało krzyk, gdyż większość psów było większych niż 25 cali i 85 funtów, a wielkość suk wahała się od ponad 23 cali i 70 funtów. Wszyscy byliśmy niepewni AKC. Bazując na jej świetnych koneksjach z “jej dobrym przyjacielem Johnem Neffem”, którego wszyscy dobrze znaliśmy jako tego, który natychmiast pobiegnie do AKC, mogliśmy sobie tylko wyobrazić, że może jej się to udać, może to przepchnąć. Nie słyszeliśmy o tym nic więcej aż do października tego samego roku. Na wystawie Big Speciality w Rye, po sędziowaniu, pani Seeley, ówczesny nasz prezydent, zwołała zebranie i pierwsze co zrobiła, to udzieliła lekcji Viceprezydentowi AKC, jej dobremu przyjacielowi Johnowi Neffowi. Wszyscy byliśmy całkowicie zaskoczeni i oczekiwaliśmy oświadczeń o dyskwalifikacjach, czego tak naprawdę nie chcieliśmy usłyszeć. Ale on mówił bardzo spokojnie, gratulował nam naszego wielkiego zjednoczenia oraz klasy naszych psów, a potem sobie poszedł. Było to piękne zaskoczenie. Pierwszym punktem naszego zebrania było uporządkowanie standardu. Widocznie nie bez przygotowania Delta Wilson zaproponowała kandydaturę Evy Seeley na przewodniczącą komisjii, która podejmie się przeredagowania standardu, zaproponowała też oraz danie jej możliwości dobrania sobie własnych ludzi, celem wzmocnienia jej pozycji. Szczęśliwie mieliśmy wystarczająco głosów, żeby to całe śmiałe przedsięwzięcie ukrócić. Wygłosiłem krótka mowę o demokracji i na moją prośbę wybraliśmy komitet, który miał reprezentować członków w swojej całości. Następnie w lojalny sposób zaproponowaliśmy Evie Seeley miejsce w tej komisji. Bill Dawson, Ralph Schmitt, Jean Lane i ja zostaliśmy również wybrani. Patrząc wstecz, kolejny raz próbowaliśmy przyłączyć do nas Evę Seeley, co czyniliśmy przy wielu okazjach, niestety okazało się później, że nie był to najlepszy pomysł. Wszystkie starania spełzły na niczym, Seeley próbowała tak wielu hodowców, jak tylko było to możliwe, dyskwalifikować i nie dodać ani jednego cala. Walczyliśmy dwa lata. Dawson, Schmitt i ja uzgodniliśmy między sobą, że to co odczuwaliśmy, było prawidłowe, uczciwe i reprezentatywne dla standardu. Jean Lane, z tylko sobie znanych powodów, nie chciała się określić i nie wniosła nic, jak zresztą zawsze. Pani Seeley optowała przy wielkościach oryginalnego standardu z automatyczną dyskwalifikacją każdego psa, który ją przekraczał. Nie tylko jednak chodziło tu o wielkość. Poza nią, chciała wprowadzić jeszcze pięć innych kryteriów prowadzących do dyskwalifikacji. Po dwóch latach, dochodząc donikądpostanowiliśmy naszym członkom dać możliwość wyboru; większość albo mniejszość propozycji Seeley, lub pozostawienie standardu bez zmian. Głosowało 107 członków; 73 za wersją Zoller-Dawson-Schmitt, o ile sobie przypominam Jean Lane w ogóle nie głosowała, 9 głosów za wersją Seeley i 25 za niedokonywaniem żadnych zmian. AKC porównała wynik 25 do 9 i powiedziała, jest to bardzo znacząca opozycja. Powiedzieli również, że nie mogą nic zmienić bez znaczącej większości. A więc komitet się rozwiązał, po 2,5 roku zaciętej walki i ciężkiej pracy postanowiłem nie marnować już więcej czasu na zmianę standardu. Zostawmy to komuś innemu. We wrześniu 1957 Przewodnicząca Martha Gormley powołała nowy komitet do zmiany standardu. Bill Dawson, Dorothee Dillinham i Hal Pearson. Czułem, że będzie to dobry komitet, ponieważ reprezentował 3 strony naszych członków, choć bez ich obrońców. Ale wówczas nie mogło być inaczej. Każdy trzeźwo patrzący doskonale wie, że nie zawsze większość ma rację. W każdym razie Pearson lubił duże psy z Husky-Pak, Dillingham był fanem wersji Selley-Kotzebue a Dawson, którego Bear ważył 85 funtów, miał 25 cali i wystarczająco często przegrywał z Husky-Pak-“kingsize’ był pośrodku. Określenie wielkości było w rzeczywistości największą kością niezgody od samego początku do końca. Jednak nowy komitet doszedł do bardzo inteligentnego kompromisu. A więc 25/85 i 23/75, psy/suki.

 

Z drugiej strony było to tak napisane, co odpowiadało większości naszych członków: przypominam sobie wiele zdań, które do dzisiaj się zachowały: “istnieje naturalna wielkość w tej rasie... i, że wielkość nie powinna być stawiana ponad typ, proporcje i inne ważne cechy.”

Pamiętam o najważniejszych paragrafach, które zostały zapisane, "najważniejszym jest, przy sędziowaniu alaskan malamutów, szczególne spojrzenie pod kątem ich możliwości jako psów zaprzęgowych, przeznaczonych do ciągnięcia wielkich ciężarów”.

Nie było już dyskwalifikacji za wielkość w decyzji komitetu, ale naturalnie Eva Seeley zanegowała to i nie zgodziła się z tym. Członkowie pożegnali się z nim w listopadzie roku 1953 a AKC w kwietniu 1960 roku uznała go, prawie siedem lat po zawiązaniu się pierwszego komitetu i rozpoczęcia przez niego prac. Co przez to zostało osiągnięte i dlaczego teraz sądzę, że każdy, kto czyta standard, rozumie, dlaczego czerwone malamuty lub inne mogą również zostać zaakceptowane. Powinien on zostać zabezpieczony w bryle lodu i zatopiony w Morzu Beringa. Oczywiście standard nie jest perfekcyjny, jest kompromisem, ale jest również tym, z czym wszyscy możemy żyć. Mógłbym napisać standard, który jest lepszy niż ten, który teraz mamy. I mógłaby to zrobić również Penny Devaney, której wiedza o rasie jest godna szacunku. Ale ja wiem, co oznacza posiadać jeden zaakceptowany ze wszystkich stron standard, ponieważ większość chce standardu, który opisuje ich psy. Myślę, że nikt nie chciałby mieć standardu z większą ilością detali, niż nasz opisuje. Nikt nie lubi sędziego, który chodzi po ringu z miarką. Nikt nie chciałby standardu zawierającego tyle słów, że już żaden sędzia go więcej nie przeczyta, lub ci, którzy go przeczytali, natychmiast zapomną, co przeczytali.

 

Zanim zakończę rozdział o wielkości, chciałbym powiedzieć jeszcze kilka podsumowujących słów: abstrahując od tego, co mówi nasz standard, chciałbym zauważyć, że nie jestem szczęśliwy, że 85 i 75 funtów dla psów i suk to idealna wielkość. To stwierdzenie było kompromisem. Najlepszym, jaki udało nam się znaleźć i z pewnością lepszym od starego. Ale wiedziałem zawsze, że oryginalny malamut to duży pies, który przez wiele pokoleń przetrwał w nieprzychylnym środowisku. Myślę, że stare zdjęcia to pokazują. W latach pięćdziesiątych, w okolicach Lake Placid, widziałem prawdziwe, poczciwe, rzeczywiście dobre malamuty, które zostały przywiezione ze świata arktycznego przez Jaques Suzanne. To były dużo większe malamuty, niż te, które rzeczywiście do tej pory widziałem. Z wielu powodów opowiadano mi często, że każdy, kto pracował z psami zaprzęgowymi stwierdza, że duże psy pracują równie skutecznie co mniejsze. Ale cóż istnieje możliwość, żeby zobaczyć Will’a Stegera i jego nieopisanych towarzyszy, którzy przemierzyli Antarktydę. To on musiał powiedzieć, że największym sukcesem na tej ziemi są wspólne dokonania człowieka i psa. Dokonywali tego w zespołach psich, wszystkie z wagą powyżej 100 funtów, a sukcesy były wspaniałe.

Susan Butcher i jej małe psy Iditarod musiały zostać uczczone. Ale pozwólmy przypomnieć; malamut nie jest psem wyścigowym, to pies zaprzęgowy, przeznaczony do ciągnięcia olbrzymich ciężarów. Czy ktoś chce się przeciwstawić Irgend. To jest nasz standard. I tak, pozwólcie mi jeszcze raz wyjaśnić; nie jestem zdania, im większe tym lepsze. I w żadnym wypadku nie chciałbym, żeby standard został przekształcony tak, aby zaspokoić moje życzenia.

 



SPISEK (WEJŚCIE JOHNA HOFFTA I JOHNA B. ROTHA)

 

Późnym rokiem 1954 Eva Seeley była nieszczęśliwą kobietą, o czym należy powiedzieć. Nie mogła już dłużej zajmować się hodowlą ani stanowić o Klubie. Jej psy nie wygrywały już nic szczególnego. AKC zarejestrowała sporą ilość psów, które w jej oczach w ogóle nie były malamutami. I okazało się, że powróciła do swoich przyzwyczajeń z czasów, kiedy próbowała udaremniać opracowanie standardu. Miały miejsce afery, na szczycie których była aktywna, i nie wyglądało to tak, jakby chodziło o zakładanie Fan Clubu Husky Pak... już wkrótce usłyszeliśmy, że zbiera fakty aby udowodnić, że nasze psy nie są psami hodowlanymi. Opowiadała mnóstwu ludziom, że Dave Irwin, Dick Hinman, Hazel Willton, Paul Völker oraz Brud Gardner, wszyscy hodowcy, którzy tworzyli fundamenty mojej hodowli, jakoby przyznali, że nigdy nie hodowali prawdziwych malamutów.... natychmiast nawiązałem kontakt z Hinmanem i Wiltonem, oni jednak powiedzieli, że jest to absolutnie nieprawdą. Seeley dodała, że kiedy przebywała z Jean Lane u Paul’a Völkera, miał on przyznać, że jego M’looty nie były hodowane w czystości rasy. Natomiast Jean Lane wypowiedziała dokładnie przeciwieństwo opinii Seeley; stwierdziła, że że wszystkie jego psy były rasowo hodowane i w istocie lepiej niż psy Seeley...

Mój przyjaciel Jim Lynn był również przyjacielem Brud’a Gardner’a; poprosiłem go więc, aby dowiedział się trochę na ten temat. Brud opowiedział Jimowi, że Seeley wezwała go, żeby pisemnie zaprzysiągł o czystości hodowli i nieodwołalnie zapewnił, że opierało się to na obłudzie. 23 stycznia otrzymałem nader interesujący list od Margaret Tracy Irwin, żony Dava Irwina. Ci ludzie nie znali mnie. Nie wiedzieli, gdzie mieszkam. Wysłali ten list do przechowania do AKC. Wydarzyło się coś komicznego i chcieli, abym dowiedział się o tym. Pisała, że człowiek nazwiskiem Hofft kilka miesięcy temu rozpytywał, bez pieniędzy, bez pracy i z ciężarówką pełną głodnych malamutów. Irwinowie pomogli mu, nakarmili jego psy i dali mu pracę. Kilka tygodni później odszedł. A teraz znowu wrócił. Pani Irwin pisze: “Wydaje się, ten człowiek pojawił się tutaj, żeby otrzymać zapewnienie w miejsce przysięgi, podpisane przez Pana Irwina. Kiedy odszedł nieusatysfakcjonowany, otrzymaliśmy wczoraj list w bardzo żenującym tonie. Ten list – pisała dalej – był podpisany przez John B. Roth’a. Jednak definitywnie był on napisany ręką Johna Hofft’a. Jest to długi i bardzo żenujący list. Ale między innymi powiedziane jest: Pani Seeley jest w posiadaniu listów, które Pan napisał do pana Wolff’a, jak również ręcznie napisane zapewnienie w miejsce przysięgi Lowell’a Thomas’a, Margaret Dewey, Jack o’Brien’a i Dick’a Moulton’a.”

 

“Pan Zoller, Prezydent Klubu Malamuta – pisał John w liście – oświadcza, że cieszycie się państwo straszną reputacją oraz, że nie potraficie odróznić malamuta od siberian husky. Zoller kontrolował przez wiele lat sytuację malamutów i husky i żaden pies nie mógł zostać zarejestrowany bez wcześniejszej jego aprobaty. Zoller może przedstawić państwa jako gaduły, które nigdy nie były na Arktyce, nigdy w King Williamsland i są zagubione w tym świecie. Te zapewnienia w miejsce przysięgi są dla państwa bezpieczeństwa. Wydał on mnóstwo pieniędzy na ten interes rejestracyjny, zabierał oficerów klubów hodowlanych na kolacje i przedstawienia na Brodway’u. Rejestracje nie są tanie. Wydał ponad 50.00 $ w ostatnich dniach na whisky, którą fundował oficjelom z Kennel Klub. Cóż, nie mam wglądu w to, ile jeszcze zostało wydanych pieniędzy, żeby wyłożyć nimi długą drogę do Milford, aby uzyskać potrzebne zapewnienia. / I DALEJ:/

Tak, Panie Irwin, te zabezpieczenia są dla pańskiego bezpieczeństwa, ponieważ pan Hofft i pani Seeley mają wystarczająco dużo zapewnień i listów, żeby oskarżyć Zollera, a wasze psy zewidencjonować. Oboje, Hofft i Seeley będą kontynuować, bez względu na to, czy podpiszecie zapewnienie czy nie. Zoller zgładzi was, żeby tylko ratować samego siebie. Nawet jeśli nie podpiszecie zapewnień lub się z nich później wycofacie nie powstrzymacie tym Hoffta i Seeley przed unicestwieniem Zollera, ponieważ będą to w każdym wypadku tak przeciągać i zgładzą go.”

Odpowiedziałem pani Irwin i starałem się wyjaśnić, co tak naprawdę się wydarzyło. Kiedy mi odpowiedziała, dołączyła fotokopię listu Johna B. Rotha. I tak jestem w posiadaniu kilku listów Johna Hoffta i bezwątpienia chodzi tu o jego pismo. John Hofft był Johnem B. Rothem. Pani Irwin pisała również:

“... jest tutaj pewien mechanik samochodowy, który zaprzyjaźniony jest z panem Hofftem, i któremu David odwiózł naszego Pontiaca, po tym jak Hofft go zabrudził. Powiedział wówczas Davidowi, że pani Seeley tym skusiła Hoffta, obiecując mu, że będzie mógł uczestniczyć w następnej wyprawie na Biegun Południowy. Hofft zrobiłby wszystko, aby dostać pozwolenie na takie uczestnictwo. Wydaje się, że jest on po jej stronie, pomimo tego, iż wcześniej opowiadał o niej tylko najokropniejsze rzeczy; teraz nagle stał się jej najlepszym przyjacielem.”



Było mi bardzo ciężko uwierzyć w to wszystko, ale mogłem to przeczytać, czarno na białym, na własne oczy.


W tym samym czasie niektórzy członkowie naszego Klubu zauważyli, że kolumna naszego AMCA w gazecie AKC została ozdobiona szpetną psią głową, z nieszczęśliwym i nieatrakcyjnym wyrazem; nędznym świadectwem naszej rasy. Postanowili wówczas naszkicować nowe logo. Gazeta przyjęła propozycję. Po tym, jak ustaliliśmy, że głowa psa należała do jednego z psów Seeley, musieliśmy być bardzo ostrożni i rozwijaliśmy nasz system lojalnościowy, w celu wyboru innego. Postanowiliśmy, że nasi członkowie przysyłać nam będą niepodpisane zdjęcia swoich psów. O ile sobie przypominam została wybrana głowa Toro. Ale oczywiście, zapowiedź, że bierzemy pod uwagę zmiany, została natychmiast przywitana przez Seeley w jakże spodziewany sposób: zamierzała złożyć protest w AKC, interpelowała o pomoc z powodu zachowania czystości rasy, etc., etc. ....

Przypuszczam, że to był moment przełomowy, który złamał plecy wielbłądowi. Niedługo potem otrzymałem od niej niespodziewany list. Zaczynał się tym, że dowiadywała się o moje samopoczucie, zdrowie mojej żony i moich dzieci i, że przesyła nam życzenia wszystkiego najlepszego. A następnie zakończyła go ultimatum, że w przeciągu 10 dni mam jej udowodnić, że moje psy są hodowane w czystości rasy. W przeciwnym razie złoży natychmiast doniesienie do AKC o wszczęcie dochodzenia w tej sprawie. W tym samym czasie wysłała do każdego naszego członka zarządu list, który mówił: “American Kennel Club musi mi udowodnić, że osoby, które nie podpisały pod przysięgą zapewnień, że rodowody i stworzone przez nich do tych rodowodów deklaracje o czystości rasy są prawdziwe, nie są oszustami.”

 

Odpisałem jej długim listem. Wyjaśniłem, że jej ciągłe ataki rujnują wizerunek naszego Klubu i naszej rasy. Że wielu naszych członków, szanowanych pionierów lat trzydziestych, ma już dość jej poczynań i zgubnego wpływu. W każdym razie sprawiła mi wielką przykrość i wzywam ją, żeby – zanim przedsięweźmie jakieś kroki – i znając jej zdolności wydawania trafnych sądów, sprawdziła je najpierw z jej zaufanymi ludźmi. Dr Lombard, Edna Lawlor, Delta Wilson. Napisałem również do Lombard’ów i Lawlor’ów. To byli – moim zdaniem – dobrzy, uznani ludzie. Szczególną sympatią darzyłem Ednę Lawlor. Dr Lawlor miał malamuci zaprzęg, niektóre były zarejestrowane a inne nie; jego głównym zainteresowaniem były wyścigi. Podczas biegów przeciwstawiał swoją drużynę malamucią syberianom, i jak przypuszczam, nie wygrywał zbyt często. W każdym razie Lombard, weterynarz, był jednym z najlepszych, znanych maszerów na świecie. Ścigał się przede wszystkim syberianami, ale w swojej drużynie zawsze miał jednego lub dwa malamuty. Poprosiłem ich, żeby nie mnie uczynili tę przysługę, lecz Evie Seeley, i powstrzymali ją, żeby już nie robiła więcej z siebie błazna. Żeby – jeśli ma trochę wyczucia – wycofała się, z pewnością zyska wówczas więcej respektu, który zdobyła przed laty. Nadmieniłem, że podczas kiedy obierała sobie mnie za swój cel, bardzo wielu ludzi zostało w to wciągniętych. Jeśli jednak nie zaprzestanie niszczenia wieloletniej pracy olbrzymiej rzeszy ludzi, będziemy zmuszeni rozładować ten nastrój a Eva Seeley będzie wielką przegraną w tym procesie. Nie słyszałem najmniejszego szeptu, ani ze strony Lombard’ów ani Lawlor’ów. I nie wiedziałem dlaczego. Możliwym mogło być, że sami mieli już tego wszystkiego dosyć, że się na to zdecydowali, żeby ją powiesić. Bardziej prawdopodobnym moim zdaniem było to, że mieli podobne zdanie co Seeley i mogliby tym samym wrócić do starych dobrych czasów. Do małej ale fajnej rodziny, bez tych wszystkich nowych ludzi z ich nowymi psami, jaką mieli wcześniej. Trzecia możliwość była taka, że ani Lombard’ów ani Lawors’ów nie interesowała żadna z dróg, i nie chcieli się tym zajmować. Nigdy nie byłem w stanie wyobrazić sobie tego.

 


CZĘŚĆ III

 

OSTATNI ROZDZIAŁ


SEELEY CONTRA ZOLLER: ZARZUTY

W październiku tego roku zostałem poinformowany przez AKC, że pani Seeley oficjalnie oskarżyła mnie o świadome hodowanie bastardów i przedstawianie ich jako rasowych malamutów. Jeżeli sobie życzę obalić te wszystkie zarzuty, mogę przedstawić swoje argumenty w czasie rozprawy sądowej w głównej siedzibie AKC w Nowym Jorku. Dołączone zostały kopie listów, które pani Seeley przedstawiła jako dowody w sprawie.

Było tam kilka listów napisanych przez człowieka o nazwisku Gibson Perry, emerytowanego lekarza, który pisał, że kupił w 1936 roku kilka psów od Miltona Seeley. Inne listy mówiły o zakupie kilku szczeniąt przez Brud’a Gardner’a od Dr Perry; psa o imieniu Alaska i sukę o imieniu Sitka dla Dick’a Hinman’a. Następnie Hinman skojarzył Sitkę z Gemo, należącym do Irwin’a; z psem, który w przyszłości pokrył moją sukę Kayak of Brookside. Natychmiast stało się dla mnie jasnym, ze te psy miały to samo pochodzenie, co Spawns Alaska, jak również Geronimo, Takoma, Cherokee, Sioux, Eagle, Echako, Machook, etc., etc....tak samo zawierały tych przodków Dawson’a Bear i Pearson’a Banshee i Aabara /zwycięzca National Speciality/. Krótko mówiąc, większość zwycięzców National Speciality w wieloletnim okresie czasu, i wszystkie najlepsze psy i suki tamtych czasów.

A więc, argumenty Seeley bazowały na tym samym. Nasze psy i wiele innych pochodziły od od jednego lub kilku, o których Seeley tylko słyszała i na tej podstawie wyrokowała, że nie są czystej krwi malamutami. Przeszukałem materiały, które przesłało mi AKC, przeglądałem według wskazówek, ale nie mogłem nic znaleźć. Napisałem do AKC, że musieli najwidoczniej zapomnieć przesłać mi wszystkich dokumentów. W odpowiedzi usłyszałem – nie, to były wszystkie dokumenty. Było mi trudno uwierzyć, że wszystkie dowody bazują tylko na tym, że Eva Seeley powiedziała, że przodkowie moich psów nie są rasowi. Wszystko, co musiałem uczynić, to udowodnić, moje malamuty miały czysto rasowych przodków. Pytanie jednak brzmi, jak można to udowodnić, w tamtych wczesnych czasach, na początku rasy i świadomego hodowania. Do 1936 roku wszystkie malamuty, również Evy Seeley, były oddalone od “nieznanego” jednym lub tylko dwoma pokoleniami. Nie mogliśmy udowodnić, że przodkowie naszych malamutów byli czysto rasowi, czego również nie można było udowodnić w stosunku do jej psów. Przed uznaniem rasy przez AKC wszystkie malamuty nazywane były psami Eskimosów / Eskimodogs/. W moim liście obronnym, który był rzeczywiście przyjacielski i wyczerpujący, dowodziłem, że Seeley nie ma żadnych dowodów i nic nie może uzasadnić. Jej całościowe uzasadnienie – moje psy nie są malamutami. Moim argumentem było: Eva Seeley określa wszystkie psy, które nie pochodzą z jej hodowli jako nierasowe lub jako psy eskimoskie. A że czyniła to już od wielu lat, nikt nie obdarzy jej więcej zaufaniem albo potraktuje to poważnie. Poza tym zwróciłem uwagę na to, że jej własne psy, jak Toro, i inne , które wyślizgnęły się spod jej kontroli należą do tej grupy. To dowodziło, że jej oskarżenia nie mają siły dowodowej.

Wprawdzie jedna rzecz bardzo mnie martwiła. Unikalna w tamtych czasach natura naszej rasy, naturalna, prosto z Arktyki, prawie nieznana. Wiedziałem, że członkowie sądu nie wiedzieli nic o malamutach, i mogą się totalnie pomylić w swojej rezolucji. Nie zauważając, jak różna jest nasza rasa na tle innych. A więc napisałem dodatkową historię naszej rasy. I żeby argumenty Seeley przesunąć do właściwej perspektywy, poprowadziłem całą historię, tak, jak ona próbowała udaremnić wyrównanie standardu, kontrolować Klub, jak również dyskredytować wszystkie psy poza jej własnymi. Pokazałem, że nie chodzi tutaj o prostą historię Seeley przeciwko Zollerowi, lecz o wiele więcej; o zburzenie wieloletniej pracy ponad siedemdziesięciu członków Klubu, jak i ośmiu lub dziewięciu ludzi, którzy zasiadali w zarządzie. Pokazałem, że przez 14 lat Seeley doprowadziła tylko do 2 championów AKC, kiedy podczas następnych 5 lat wyrosło 61 championów. I ona próbowała teraz je zdyskredytować, udowodnić, że są nieprzydatne dla rasy, dla hodowli. Doprowadziłem mój wywód do punktu, że gdyby AKC poparłoby Seeley, postawiłoby się w niezbyt chlubnym świetle. Lista 46 sędziów z licencją AKC, wszyscy bardzo dobrze znani jako najlepsi sędziowie wszechczasów, ci, którzy sędziowali te “psy eskimoskie” i uznawali je za najlepsze alaskan malamuty ówczesnych czasów. Jeżeli nie umieliby odróżnić bastardów od rasowych psów, staliby się rażąco niekompetentni i powinni oddać swoje licencje. To postępowanie powinno zostać przemianowane na Eva Seeley przeciwko wszystkim, włączając również AKC. Poza tym opisałem całą historię Gemo Irwin’a, Johna B. Rotha, jako dowód, jak daleko może się posunąć, aby spełnić swoją wolę. Przesłałem kopię listówod Irwina, Bruda Gardnera i pani Wilton, żeby pokazać, że każdy z nich kupił swoje psy jako rasowe, posiadał, hodował i sprzedawał.

Brakowało jednej linii, Dr. Gibsona Perry. To zdezorientowało mnie bardziej, niż wszystko inne. Nie znałem tego mężczyzny, ale słyszałem, że Pani Seeley wiele razy go zachwalała i przy wielu okazjach cytowała. Myślałem sobie, że jest bardzo bliskim przyjacielem rodziny, podpisuje wszystko, o co poprosi, żeby jej pomóc. Nie było wyboru, jak tylko to sprawdzić. Słyszałem, że przeszedł na emeryturę i mieszka na granicy Kanady w lasachVermond. Jim Lynn zaoferował się, że mnie tam zawiezie; długa podróż. Po dwóch dniach szybkiej jazdy, przybyliśmy po południu na miejsce. Był listopad, zimno. Przypominam sobie, że niebo było ciemno szare, zaczął dopiero padać śnieg. Nie mieliśmy pojęcia, co nas czeka. Jeśli stary doktor odkryje kim jesteśmy i dlaczego tu przyjechaliśmy, mogłoby się zdarzyć, że nas wyrzuci. Cóż, albo teraz albo nigdy, nadszedł ten czas, wiedziałem to dokładnie...

Pojawił się w drzwiach swojej chaty. Był już naprawdę stary, około osiemdziesiątki, tak go postrzegałem. Nie wyglądał dobrze. Ale był, szybko to zauważyłem, całkiem ostrym starszym współobywatelem. “ Dr Perry?”- zapytałem; tak odpowiedział. “przyjechałem, aby porozmawiać o Evie Seeley.” Podniósł rękę, aby mnie powstrzymać. Wyciągnął zapałki by zapalić swoją fajkę. Następnie, chwilkę potem, nie pytając o nic, ani dlaczego tu jestem, powiedział mi swoje zdanie o Evie Seeley.

Po tym, jak wiele lat upłynęło w historii naszej rasy, w interesie dokładności i perspektywy historycznej byłem totalnie otwarty. Może bardziej niż niektórzy czytelnicy uważają, że było to potrzebne. Ale egzystuje jeszcze pewna ilość błędnych informacji, że jest niezbędnym skorygowanie tego; próbowałem tego ze wszystkich możliwych sił, i więcej niż tego, co dowiedziałem się o Evie Seeley i jej przyjaciołach. Jednak nie mogę powtórzyć, co opowiedział mi Dr Perry, pomimo, że jego słowa dokładnie i na zawsze wryły się w moją pamięć.

Byłem pewien, że jeżeli przegramy przed AKC, to nie stanie się to za sprawą Dr Gibsona Perry. Jedną z rzeczy, którą powiedział o Evie Seeley, którą można zanotowć bez czerwienienia się, było to, że doprowadzała go do szaleństwa. Ustawicznie męczyła go, żeby coś podpisywał. Rozmawialiśmy bardzo długo. Więcej niż godzinę. Kiedy szliśmy podarował nam list, w którym mówił: “ jeśli o to chodzi: psy, które otrzymałem od Miltona Seeley, i które hodowałem zostały mi przekazane jako czysto rasowe malamuty i ja w nich również widziałem czysto rasowe malamuty. Nigdy nie miałem powodu, żeby przypuszczać, że te psy są bastardami lub krzyżówkami z innymi rasami. Posiadałem również inne psy zaprzęgowe, ale powyższe fakty odnoszą się do pytanych psów, te zostały mi sprzedane przez Miltona Seeley w 1936r. Nigdy nie mówiłem inaczej do Evy Seeley ani nikogo innego, że te psy nie są czysto rasowe.”

 

POSTĘPOWANIE SĄDOWE

 

Pojawiło się kilka zmian w obrębie sądu AKC, tak że proces nie mógł się odbyć przed czerwcem 1956 roku. Jim Lynn przyjechał ze mną. Był naszym delegatem i przybył jako świadek, aby potwierdzić prawdziwość wypowiedzi Brud’a Gardner’a i Gibsona Perry, jeśli byłoby to niezbędne. Moja żona Laura i Connie Lynn również przyjechały, ale raczej by towarzyszyć nam w podróży. Do pomieszczeń sądu AKC na Manhattanie przybyliśmy przed innymi. Nikt nas nie znał, nikt nas nie zagadywał. Ludzie, których nie znaliśmy chodzili służbowo tam i z powrotem; nikt do nas się nie odzywał ani nie chciał naszego zainteresowania. AKC pozwoliło mi uwierzyć, że zleca adwokatom prowadzenie tego typu postępowań. Ale ja miałem wyobrażenie, że mogę sam to przeprowadzić. Przy okazji, za wszystkich tych adwokatów, o których tu czytacie, za pieniądze, które na nich zaoszczędziliśmy, postanowiliśmy zrobić sobie piękną wycieczkę, np. do Europy....

Następnie pojawiła się spora ilość ludzi w poczekalni, wszyscy w tym samym czasie. Połowa po imieniu, więcej niż dobrze ubrani, dystyngowani, wyglądający na 50-60 lat mężczyźni, prawdopodobnie prawnicy, może członkowie i oficjele z AKC. Eva Seeley zatrzymywała się między nimi; rozpoznałem pana Tiffina, adwokata Seeley z Bostonu. Jego wysokość Prezydent Klubu Doga z USA, oraz uznany oficjel AKC. Wszyscy wydawało się dobrze go znać, ściskali sobie dłonie. Każdy śmiał się, poklepywał po ramieniu, jak dawno nie widziani zaufani przyjaciele. Seeley była w środku tych wszystkich ludzi, sprawiali wrażenie jednej, dużej rodziny a ona wydawała się być jej członkiem.

Jim Lynn spojrzał na mnie z takim wyrazem twarzy, jakby chciał powiedzieć, wygramy coś, przegramy coś. Czułem się potwornie. Wydawało mi się, jakbym właśnie przegrał proces, zanim się jeszcze rozpoczął.

Jak zawsze rozpoczął przewodniczący rozprawy i stanęliśmy przed trybunałem. Seeley rozpoczęła jako pierwsza przedstawiać swoje zarzuty i powołała na świadka Johna Hoffta. Opowiadał on sterty kłamstw na mój temat. Bolało mnie to bardzo. Miał ode mnie szczeniaka, i przez te wszystkie lata zawsze mu pomagałem. Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem, ale kiedy kontynuował i wypowiadał się o mnie coraz gorzej, poczułem, że jest bardzo złym kłamcą i że więcej szkody wyrządzi Evie Seeley aniżeli mnie, tym co tam opowiadał.

 

Kiedy przyszła moja kolej myślałem, że będę w stanie całkowicie podważyć jego wiarygodność. Opowiedziałem o kilku jego słabościach charakteru i przedstawiłem listy od Pana Irwina, jak również śmiesznego pana Johna B. Rotha. Hofft zaprzeczał, ze napisał te listy; oświadczyłem jednak sądowi, że bez wątpienia jest to charakter pisma Hoffta, i że w każdej chwili jestem gotowy powołać biegłego grafologa, celem potwierdzenia moich słów. Każdy może rozpoznać te listy jako pisane jego ręką, oraz połączyć w jedną osobę Hoffta i Rotha i udowodnić, kto tutaj kłamie a kto mówi prawdę. Obwiniłem Seeley, że przekupiła Hoffta; nie było na to odpowiedzi. Ona i jej adwokat zmienili temat. Jedno mnie zadziwiło, Seeley i jej adwokat przedstawili sądowi oskarżenia, których wcześniej nie zapowiedzieli i myślałem, że nie zostaną one dopuszczone. Bez zapowiedzi przedstawili w materiale dowodowym Gemo Irwina. Nie przedłożyli tych materiałów wcześniej, nie dając nam tym samym możliwości przygotowania się; Irwin najprawdopodobniej odżegnał się od podpisania zapewnienia w miejsce przysięgi. I tak zarzucili mu, że w 1934 roku Gemo został pokazany na wystawie jako Pies Eskimoski. Zaskoczyło mnie to bardzo, ale zaświtało mi zaraz potem w głowie, że w 1934r Gemo się jeszcze nie urodził. Przedstawiłem ten fakt i dodałem równocześnie, że ten zarzut w ogóle jest bez znaczenia, ponieważ wszystkie malamuty przed uznaniem ich oficjalnie jako oddzielnej rasy przez AKC, co nastąpiło dopiero w 1935 roku, były zdefiniowane jako psy eskimoskie. A tak w ogóle dopiero w cały rok po tym odbyła się wystawa 1934... Następnie wyjaśniłem bardzo stanowczo, że mogę udowodnić, że Gemo był wystawiany jako alaskan malamute zarówno w roku 1941 na WESTMINSTER K.C. SHOW w MADISON SQUARE GARDEN jak i rok później w 1942r. Tego typu niestaranne dochodzenia, nad czym ubolewam, że muszę to powiedzieć, były typowe dla Evy Seeley i jej wielki bostoński adwokat nie mógł mi ich przeciwstawić. Kiedy to się stało miałem wrażenie, że lepiej było, że swoją obronę przeprowadzam sam, niż przy prawniczej pomocy adwokata. Następnym, co zostało zaprezentowane bez wcześniejszej zapowiedzi, było wyjaśnienie Paula Völkera, które mogło zniweczyć całą moja linię obrony i wszystkich hodowców psów linii M’loot. Hofft był w Arizonie u Völkera i próbował tego samego co wcześniej u mnie. Nie miałem pojęcia, czy oświadczenie Paula Völkera było prawdziwe, czy sfałszowane i to powiedziałem przed sądem. Powiedziałem również, że po wielu latach kontaktów listownych poznałem go jako człowieka prawego, nie jest kłamcą ani oszustem, ani również takim, który by innych hodowców określał jako kłamców i oszustów. Połakomił się na rolę gracza wszechwiedzącego, ze wszystkim innym tylko nie wiernego sługi. Miałem listy od niego, w których określał Schmittów i Jean Lane jako głupich ludzi, którzy nie podążają za swoim nauczycielem a psy, które im zostały przez niego sprzedane, zrujnowali. Ponieważ Völker totalnie zakończył hodowlę, a rasa cały czas się rozwijała, mogłoby być możliwym, że zdecydował, że jego M’looty nie odpowiadają innym. Możliwe – powiedziałem sądowi – ale niezbyt prawdopodobne. Ponieważ, łatwo to udowodnić, że przez te wszystkie lata, kiedy był czynny w hodowli doszedł do wniosku, że jego psy nie są czysto rasowymi malamutami, ale najlepszymi malamutami, jakie kiedykolwiek nosiła ziemia. Byłoby to rzeczywiście lepsze, aniżeli przedstawianie przez Seeley kilku zapewnień w miejsce przysięgi i Hoffta, żeby mnie przekonać, że dokumenty przedłożone przez wroga Völkera mają więcej sensu niż jej pozostały materiał. W końcu doszli do psów Peery’ego i miałem wrażenie, że to będzie najgorszy i najgłupszy zarzut tego procesu. I właśnie, kiedy zacząłem się wygodniej opierać, jej adwokat przedłożył pismo od Dr Perry’ego o psach, które kupił od Miltona Seeley, które zawierało wyjaśnienie, te psy są nierasowe.

 

Byłem zdruzgotany. Cóz u diaska się dzieje? Wszystko, co mogłem zrobić, to zaprezentować moje dokumenty, w których Perry zaświadcza, że jego psy są czystej rasy alaskan aalamute. Powołałem Jim’a Lynn’a na świadka, aby opowiedział o naszej wizycie u Dr Perry’ego i potwierdził prawdziwość moich dokumentów. Następnie oświadczyłem sądowi, że nie potrafię wytłumaczyć dwóch różnych oświadczeń, ale jeśli nie będzie problemem odszukanie i sprowadzenie Dr Perry’ego, to on może potwierdzić, komu tak naprawdę podpisał to oświadczenie. W tym momencie pan Tiffin i Eva Seeley zaczęli szeptać ze sobą i po kilku chwilkach, wyjaśnił adwokat sądowi, że Eva Seeley sama włączyła wyjaśnienie do pisma Dr Perry, napisała na maszynie nad jego podpisem. Powiedziałem wam na samym początku tej historii, że wydarzyły się niektóre rzeczy, które są niewiarygodne. Nie wiem, jakie dokumenty z tego procesu przechowywane są w AKC i jakie naprawdę one były. Ale jeśli istnieje jeszcze pełen zapis procesu i jest on do wglądu, to możecie się przekonać, że moje opowiadanie odpowiada w pełni prawdzie.

Nie mogę sobie przypomnieć każdego detalu, ale wiem, że doktorowi Perry został przedłożony zupełnie inny kawałek pisma, w którym w ogóle nie było mowy o rasowości psów. Natychmiast po rozprawie Jim Lynn pojechał do domu Dr Peryy’ego, na granicę kanadyjskiego Vermontu, żeby się dowiedzieć, czy Dr Perry będzie mógł wyjaśnić te sprzeczności. Dr Perry był w tym czasie na polowaniu, ale jego wnuczka mogła sobie przypomnieć szczegóły. Właśnie kiedy był gotowy kontynuować drogę, pojawiła się Eva Seeley, żeby poprosić go o jeszcze jeden podpis, i że to nie jest nic innego jak potwierdzenie jego oświadczenia, ze kilka lat temu kupił parę psów od Seeley’ów. Dziadek nie miał akurat ze sobą okularów, więc uwierzył jej zapewnieniom i podpisał dokument. Następnie, przeprosił ją, że musi iść, ponieważ się spieszy. Wnuczka obiecała poinformować dziadka, co się wydarzyło, kiedy tylko wróci. Stwierdziła, że był bardzo zły, kiedy usłyszał o całym zajściu. Był gotowy napisać do AKC i wyrazić swoje zdanie o Evie Seeley, jeśli tylko będzie to niezbędne.

 

Pomimo, że proces się zakończył, i upłynęło jeszcze trochę czasu, zanim ogłoszono wyrok, ja wysłałem jeszcze do AKC informacje o nowych faktach. Właściwie jeszcze o czasie. Widziałem przyszłość rasy w czarnych barwach i chciałem temu zapobiec.

 

ORZECZENIE I ODWOŁANIE

 

Kilka tygodni później zostaliśmy pouczeni, że zarzuty Seeley były nieuzasadnione i oskarżenie zostało oddalone. Seeley i jej adwokat spróbowali natychmiast zakwestionować tę decyzję przed AKC. Pismo odwoławcze pana Tiffina, którego kopię przesłało mi AKC, zawierało trzy strony bezpodstawnych stwierdzeń, jak np.: “ poza tym jest wiadomym, że niektóre psy linii Kayak przedstawiane były jako siberian husky.” Niewiarygodne! Nowy zarzut, bez zapowiedzi i bez poinformowania nas o zmianach w nim. A myślę, że dlatego, ponieważ nie było możliwości udowodnienia tego. Nie mogę uwierzyć, że dla pana Tiffina nie było jasnym, że jego postępowanie nie jest czyste. A najważniejsze ze wszystkiego było to, co umieścił w piśmie, jego wyjaśnienie, pokazywane jako siberian husky w najmniejszym nawet stopniu bez żadnych dowodów, jaki pies, jaka wystawa, jaki właściciel...

Kiedy przeczytałem jego uzasadnienie, nie znalazłem w nim żadnej treści. Wszystko bazowało na przypuszczeniach, oskarżeniach. Wypowiedzi ludzi były nieprawdziwe a na koniec dowiódł PRAWOŚCI Evy Seeley, która była nie do podważenia..... Być może, że to ja się mylę, ale wydaje mi się to nieco aroganckie, żeby kobieta, która dopisuje zeznania, fałszuje zapewnienie w miejsce przysięgi, była określana jako prawa i bez zarzutu. Nie będę już nic więcej opowiadał o procesie apelacyjnym w dniu 28.11.1956 roku; wystarczy jeśli tu powiem, że odwołanie zostało odrzucone.

 

SUPLEMENT

 

Niektórzy ludzie będą wierzyć, że było moim zamiarem, żeby oszkalować Evę Seeley. Tak nie jest. Widzę tylko, że muszę opowiedzieć swoją historię, aby zadbać o swoje interesy. Wygrałem proces, kosztowało mnie to dwa lata mojego życia, dużo pracy i wielką sumę pieniędzy.

Ona przegrała swój proces, ale nigdy nie zapłaciła za to żadnej ceny. Nie, jeśli pozna się taktyki, których używała. Wielu z tych, którzy wiedzą co się wydarzyło, usprawiedliwia ją. Po raz kolejny. Ludzie wierzą w to, co chcą uwierzyć. Ale to dla mnie nic nie znaczy. Jest wola, aby wszystko wmieść pod dywan; cóż, jeśli to nie będzie dłużej zagrożeniem dla naszej rasy. Właściwie żal mi Evy Seeley, chociaż czasami pytam sam siebie, dlaczego czuję w stosunku do niej współczucie. Pomimo wszystko jestem zdania, że po ponad trzydziestu latach trzeba opowiedzieć raz jeszcze całą historię. Chciałbym również podkreślić, że to nie jest moje zdanie, że wszystko co robiła Eva Seeley było totalnie złe, właściwie zawsze tylko troszkę złe.

Kilka lat później wycofałem się kompletnie z hodowli. Przypuszczam, że droga, którą szedłem, miała związek z tym, że odszedłem. Z drugiej strony zawiązaliśmy przyjaźnie, zjednoczyliśmy się. Spotkaliśmy kilka interesujących charakterów i kilku faktycznie dobrych ludzi. Jim Lynn był zawsze w 100% po mojej stronie i wspierał mnie w każdym czasie, oraz wielu ludzi jak Gormleyowie i Dawsonowie towarzyszyli mi od początku aż do samego końca. Myślę jednak, że każdy, kto miał psy z linii Kotzebue chciał, aby wygrała ona. I było im obojętne jak. Taka to jest natura ludzka; miliony Arabów popierają Saddama Husseina, tylko dlatego, że jest Arabem i nic innego się nie liczy. Większość członków AMCA rozumiało, że byłem przy tym, żeby ratować ich psy, tak samo jak moje; dlatego miałem mnóstwo naśladowców. Ale niezależnie od wyroku sądowego, pomijając niektórych z nas, nasze malamuty, ludzie byli fanatykami M’loot’ów lub Kotzebue. Darzyli się wzajemnie brakiem zaufania i rozdrażnieniem, tak jak Żydzi i Arabowie na Bliskim Wschodzie w dniu dzisiejszym. To co zawsze mówiłem miłego o tych dwóch liniach, stało się utratą zaufania ze strony każdego z tych obozów. Nie pomogło mi to ani trochę w wygrywaniu wystaw z moimi psami.

 

Ona i ja wiemy, że nasze psy bardziej są naszymi dziećmi niż własnością. To czyni trochę zrozumiałym fakt – ty chwycisz moje, ja ci nie będę dłużny. Ty pokonujesz moje psy na ringach wystawowych a ja będę ciebie i i sędziego nienawidzić po wieczność. To wszystko powinno się wiedzieć, ale wiele rzeczy musi przebyć długą drogę. A kiedy człowiek jest już starszy, czuje się tym wszystkim już trochę zmęczony. Sprawy, o których mówię, złoszczą mnie. Krótko przed rozprawą sądową otrzymałem list, ewentualny kupiec z Kalifornii pisał:

“Rozpoczyna się nowy rozdział. Inny hodowca chce mi sprzedać jedną ze swoich suk. Powiedziałem jej, kiedy zobaczyłem Geronimo, że chciałbym mieć córkę po nim. Napisała mi odpowiedź. Zanim pan to wyrzuci, proszę pozwolić mi to powiedzieć, lubię Apache Chief i wiem definitywnie, że jest to najpiękniejszy malamutem, jakiego kiedykolwiek widziałem. To, co również było zawsze o nim mówione: podoba mi się i chciałbym mieć jego córkę. A teraz jej odpowiedź: jestem bardzo zdziwiona tymi psami. Suka jest zachwycającą weteranka swojej rasy /to była Kelerak/, pies natomiast, Apache Chief jest pod ostrzałem AKC, cóż za hańba, żeby taka suka, takiej jakości została skojarzona z takim psem o wątpliwym pochodzeniu.”

Nigdy nie odpowiedziałem na ten list, ale to jedna z tych rzeczy, których się nie zapomina. Są to rzeczy, które sprawiają, że hodowanie przynosi mniej radości niż powinno. Jestem pewien, że niektóre z moich opowieści rozchodzą się jako pogłoski. Ale ci, którzy we wczesnych latach sześćdziesiątych wyrośli na sławie naszej hodowli, zorientują się, że wszystko bardzo miło zostało opakowane, i tak naprawdę nie ma większej różnicy w stosunku do innych ras. Może wam się to wydawać komiczne, to wszystko, co wydarzyło się na początku naszej rasy; to jest również powód, dlaczego opowiadam wam ta historię.

Wspaniałe psy takie jak Geronimo i Takoma, Cherokee i Sioux były oddalone od “nieznanych korzeni” tylko kilkoma pokoleniami. Zostały one zniesławione przez Evę Seeley i innych, których psy równie niedaleko miały korzenie z “nieznanym” jak moje. Używali określenia “PSY – ZAŁOŻYCIELE RASY”, jak gdyby tylko psy Seeley miały do tego prawo. Ale zarówno Gemo Irwin’ów, jak również Sitka i wcześniejsze psy z linii M’loot były “założycielami rasy.”

I nie zapomnijcie nigdy, Gripp of Yukon, jeden z pierwszych psów Evy Seeley, który został zarejestrowany, pochodził ze skojarzenia Yukon Jad i Bessie. Bessie jest opisana jako Grenlandzki Pies Eskimoski, przez nikogo innego, jak przez nią w jej książce “ Chinook and his family.” Więcej jeszcze; ojcem Yukon Jad’a był Grey Cloud, pies, którego właściciel Frank Berton z Dawson w terytorium Yukon, określa go jako w 3 wilka. Żeby podkreślić wiarygodność weźmy pod uwagę, że to rezultat poszukiwań pierwszych psów przez Richarda Tobeya, który w moich oczach wie więcej na temat pierwszych dni rasy, niż ktokolwiek na tym świecie.

Jednak proszę nie traktujcie tego tak, jakby wszystkie wyżej wymienione fakty mówiły: psy Evy Seeley nie są malamutami. Każda rasa ma gdzieś swój początek. Malamuty, pokrewieństwa krwi zawsze dochodzą do “nieznanego.” Co nie jest najgorszym, kiedy pomyślimy, że większość ras wywodzi się od psów innej rasy...

 

SŁOWO NA ZAKOŃCZENIE

Lata później /w 1975/ zadzwonił telefon. To był Maxwell Riddle. Nie znałem go osobiście, ale wiedziałem, że był jednym z najbardziej znanych i najlepszym sędzią w USA. Powiedział mi, że pracuje nad pokaźną książką o alaskan malamutach, razem z Eva Seeley. Powiedziałem, że wydaje mi się to sprzecznością, Eva Seeley i gruntowna wiedza. To jest coś, co się wyklucza. Po tym jak nie chciała dopuścić do rejestracji żadnego innego malamuta, jak tylko swojego własnego, byłaby ta książka bardzo wąska i cienka. Pan Riddle powiedział, że w każdym razie uwzględni w swojej książce psy z mojej hodowli Husky Pak. To był powód, dla którego do mnie zadzwonił, potrzebował kilku faktów i dokumentów. Rozmawialiśmy długo i byłem pewien, że usłyszy kilka rzeczy, o których inaczej z pewnością nigdy by nie usłyszał. Zapytał, czy jestem gotowy, by napisać kilka rzeczy. Trochę później napisał do mnie i podziękował mi za materiały, które mu dostarczyłem. To co zrobiłem – powiedział – to napisałem rozdział ”Początek Evy Seeley” oraz inny rozdział “Początki według Roberta Zollera”. Zapewnił mnie również: “Piszę słowo w słowo, to co mi pan przesłał”.....w zaskakujący sposób została wydana książka Riddle-Seeley. Być może znacie tą książkę i dziwicie się, jak to mogło się stać. No cóż, ja również jestem zadziwiony. Być może Eva Seeley w końcu uznała, że wśród tych tysięcy zarejestrowanych psów jednak chodzi o malamuty? Doszukałem się tego wiele lat później. We wrześniu 1987, kiedy po raz kolejny otrzymałem list od Maxwella Ridlle’go opisywał mi, co się wydarzyło. “Po tym jak książka została wydana – pisał – Eva Seeley wzbraniała się przed jakąkolwiek rozmową ze mną.”

 

Otóż to jest to, co wydarzyło się w rasie ALASKAN MALAMUTE w tych krytycznych latach. Może trochę za dużo wam tu opowiedziałem, niż byście naprawdę chcieli wiedzieć. To była prawdziwa przygoda życia, jak życie większości, było czasami bardzo smutne. Jednak myślę, że potoczyło się ono w dobrym kierunku, dla nas wszystkich, którzy kochamy tę rasę i naprawdę chcemy osiągnąć to, co najlepsze. Patrząc wstecz jestem dumny z tego, co czyniłem i co osiągnąłem. Nieczęsto się nad tym zastanawiam, ale spotykałem się jeszcze z radością, kiedy ja i Laura rozeszliśmy się, żeby po ponad dziesięciu latach pojechać razem na wystawę i obejrzeć naprawdę dużego psa. Spójrz – powiedziałem do niej – pies z Husky Pak. I jak zawsze, wyglądał jak jeden z moich psów, a po dokładnym obejrzeniu go, doszliśmy do wniosku, że był najlepszym, jakiego do tej pory widzieliśmy. I nie musiałem oglądać jego rodowodu, żeby wiedzieć, ze ten wspaniały pies nigdy by się nie urodził, gdyby wydarzenia nie potoczyłyby się tak, jak przez te wszystkie wczesne lata, jak je tutaj opisałem. I jestem gotów się założyć, ze ta sama prawda dotyczy wszystkich wspaniałych psów – zwycięzców, które urodziły się przez ostatnie dwadzieścia lat.

Dla mnie moje zaangażowanie w rozwój rasy alaskan malamute znaczy trochę jak zajęcie się II Wojną Światową. Nie jest mi już tak ciężko o tym myśleć. Ale to jest coś, czego już nigdy w życiu nie chciałbym współtworzyć......




The End!




 

Zoller pracuje ze swoimi psami

 

 

Robert Zoller i wielki champion Apache Chief Of Husky-Pak






© tekst niemiecki Ellen Kunz

©tekst polski mgr Gizela A. Makarewicz.

Starałam się przetłumaczyć ten tekst możliwie wiernie oryginałowi. Serdecznie dziękuję Ellen Kunz za udzielenie zgody na tłumaczenie wywiadu z języka niemieckiego, umieszczonego na stronie Jej hodowli Issues of Yukon: www.alaskanmalamute.de

Prawa autorskie do tłumaczenia polskiego zastrzeżone. Kopiowanie, cytowanie fragmentów lub całości wymaga każdorazowo pisemnej zgody tłumacza. 

 

back 100